Musical Piloci mógł być lepszy – recenzja

12 listopada 2017

Czy Piloci w Teatrze Roma są dobrym musicalem? Może. Czy mogli być lepsi? Zdecydowanie.

  • Ziemek Borowski

    ale tak bez tekstu? tylko video? 😉

    muzyka tez mnie nie zachwycila. w zasadzie wpadly mi 2 utwory – leitmotywowy nie obiecuj i pan huricanne (w nim fajna byla tez choreografia). reszta – jakos 3 dni po spektaklu uciekla.
    pare songow na glosy bylo ciekawe, ale nie porwalo…

  • Michał

    Szedłem na „Pilotów” mając bardzo duże oczekiwania. Tak duże, że byłem przekonany, że wyjdę z teatru rozczarowany. Obawiałem się, że Dyrektorowi Kępczyńskiemu nie uda się wystarczająco zbalansować trudnej tematyki wojennej z rozrywką. Bo z tyłu głowy musiała być myśl, że po „Mamma Mia” ludzie będą oczekiwali od „Pilotów” równie lekkiego spektaklu. A stworzenie go było bardzo kosztowne i porażka nie wchodziła w grę. Bałem się, że klimat i tragedia II Wojny Światowej będą ograniczone do minimum. Ale byłem pozytywnie zaskoczony. Przedstawienie daje ludziom zabawę i rozrywkę jakiej oczekują, ale równocześnie potrafi wzbudzić zadumę. Czy „heheszków” jest za dużo? Być może. Ale biorąc pod uwagę presję twórców na to, że ten spektakl musiał się sprzedać, uważam, że jest naprawdę dobrze. Propsy za odważne zakończenie.

    Chciałbym obronić trochę libretto. Rzeczywiście są momenty, w których Twoja reakcja jest w pełni zrozumiała, ale są też takie, w których słowa utworów trafiają prosto w serce i wzbudzają duże emocje. Przykłady: „Nie ma już nic” (polecam szczególnie w wykonaniu Zosi Nowakowskiej!) czy wspomniana w recenzji scena na tle księżyca z repryzą „Nie obiecuj nic” (wspominasz, że brakuje sceny w której Janek tęskni. To właśnie ona :D). Warte podkreślenia są też odniesienia historyczne. Wyłapałem zaledwie kilka, ale po premierze albumu zapewne uda się znaleźć ich więcej. Wykorzystanie zwrotu „Uwaga nadchodzi!”, który w 1939 roku ostrzegał mieszkańców Warszawy przed bombardowaniami jest moim zdaniem genialne. Być może w niektórych utworach brakuje głębi, ale to też może wynikać z faktu o którym wspomniałem wcześniej – ten spektakl nie mógł być ciężki w odbiorze.

  • Monika

    Jak chodzi o Nine. Polecam przesłuchać wywiadów z udziałem Zosi i Janka. 😉 Nina chce się zaangażować, współpracować z przyjaciółmi. To, że jest rozkojarzona, nie jest kwestią jej niechęci, tylko początkowo jeszcze niedojrzałości emocjonalnej. Pamiętajmy też, że straciła ukochanego, z którym nie w ogóle kontaktu od jakiegoś czasu. Z pewnością nie udaje, że bierze w tym udziału, skoro dla dobra sprawy przespała się z Niemcem.

    Jan… trochę przykre stwierdzenie. Racja, nie jest aż tak rozbudowany jak Nina, ale przecież pilotów było 4, Nina była sama.
    Czy aby na pewno Janek nie myśli o Ninie? Nie tęskni za nią? Pierwsza scena tęsknoty, to piosenka ”Pod wiatr/repryza Nie obiecuj nic” (4 bohaterów śpiewających przy blasku księżyca). Kolejna ”Nie ma dobrych dróg”. Scena tańczenia w klubie i powiedzenia Stefanowi, że on nie może tańczyć i wyrywać dziewczyny (widać to po niechęci do tańczenia i odejścia). Wszystkie repryzy ”Nie obiecuj nic” tylko pogłębiały tęsknotę kochanków. Po zobaczeniu Niny od razu o wszystkim zapomina, czeka na nią i pamięta dokładnie ile lat, miesięcy i dni byli rozłączeni.

    Jeśli chodzi o samych pilotów. Przypominam, że jest to musical, który ma w podstawie wątki humorystyczne, głownie po to, żeby widz nie płakał cały spektakl. Zauważ, że wszystkie (prawie wszystkie) sceny z pilotami są humorystyczne, dzięki którym widz się śmieje.

    Wojna. W momencie wybuchu wojny piloci podkreślają, że chcą walczyć w Polsce. Dostają rozkaz wyjazdu, który muszą wykonać. Skoro muszą już walczyć w innym kraju, to wiadomo, że chcą to robić, a nie marnować (według nich) czas na inne rzeczy. Wiedzą, że są w tym świetni, znają się na rzeczy. Im szybciej wsiądą do samolotów, tym szybciej wrócą do Polski. Nigdzie nie ma ‘’wojna jest fajna’’.

    ‘’Wątek Niny jest poważny a pilotów totalnie niepoważny’’. Czyli musical powinien być cały czas poważny, smutny, przygnębiający? Jak sam Dyrektor Kępczyński wielokrotnie powtarzał piloci mieli wielkie poczucie humoru. Jeśli wiesz, ze następnego dnia możesz zginać, to raczej starasz się cieszyć każdą chwilą, szczególnie jeśli masz u boku przyjaciół. To jest dużo lepsze myślenie, niż płakanie i pogrążanie się w smutku.

    Śmierć bohatera. Anielskie chóry? Trochę przykro to było usłyszeć. Nie jest to przegięcie, śmierć została pokazana w piękny sposób. Wokaliza w wykonaniu Iwona Leśniowska-Lubowicz, bo ową nazwałaś ‘’anielskimi chórami’’ zwieńczyły scenę. Jeśli śmiałaś się na scenie śmierci bohatera… hmm, no cóż, chyba żadna zmiana w scenariuszu nie zmieniłaby Twojego odzewu. Groteskę? Możesz to rozwinąć? Byłam na spektaklu 4 raz i wybieram się za 2 tygodnie 5, nie widziałam groteski w tej scenie.

    Pamiętajmy, że jest to musical, nie serial czy film. Nie jest to możliwe przedstawić całości historii w bardzo szczegółowy sposób. Początek jest w punkt. Są zaręczyny, czyli jako widzowie domyślamy się, że związek jest już dość poważny, trwa dość długo. Jeśli pokazano by nam scenę poznania się kochanków, od razu narzuciłby się hejt ‘’Ledwo się poznali i miłość? Zaręczyny? Ale głupota’’. Sam spektakl trwa około 2 godziny i 30 min (z przerwą). Jeśli mieliby go pokazać bardzo szczegółowo trwałby 4 godziny. Pamiętajmy, że i tak upchnęli 7 lat w niecałe 3 godziny.

    Jak duet mógłby się odbyć w drugim akcie, skoro na początku pierwszego Nina i Jan zostają rozdzieleni?

    Musiała być ukazana scena bitwy. Czy ta scena powinna być ukazana inaczej? NA ekranie scena bitwy a na scenie… piloci siedzący w fotelach?

    Bardzo skrzywdziłaś libretto i muzykę. Wyjęcie jednego fragmentu z całości utworu nie jest rzetelne. Nie wiem w jakim stopniu wgłębiałaś się w teksty i całą fabułe muzyki, ale samo nawiązanie przy rozpoczęciu wojny do ‘’gdzie ten zapach bzów (…)’’ i na końcu II aktu po zakończeniu wojny ‘’znów kwitną bzy’’. Cały utwór ‘’Jestem iskrą’’ skrywa wiele smaczków i gier słownych.

  • aHa

    Bardzo czekałam na ten wpis. Ja z tych, co narzekają na te efekty specjalne 😉 bitwy powietrzne – ok, ale trochę co innego jest, gdy widzimy śmierć bohatera na ekranie kina, a co innego gdy ekran i widza dzieli jeszcze scena teatru. Ten dystans był dla mnie za duży, więc przez cały spektakl praktycznie ani razu się nie wzruszyłam, a bardzo chciałam, bo lubię się wzruszać w teatrze 🙂

    Po drugie – ta gra komputerowa na początku. Co to miało na celu? Bo jak zauważyłaś ani to klamra narracyjna, ani… cokolwiek? To chwyt jak z akademii szkolnej, gdzie zawsze był motyw jak śpiący bohater przenosi się do świata [uzupełnić o odpowiednie wydarzenie historyczne]. A tylko pokazuje „oooooo jesteśmy platidże, umiemy robić takie fajne animacje”

    Jak dla mnie za mało było teatru w teatrze 😉 dlatego podobał mi się Wiedźmin, gdzie światła i wizualizacje były tylko narzędziem budowania fabuły i przestrzeni sceny, a nie fabułą i sceną samą w sobie. A gruchnięcie na koniec aktu pierwszego… No ok, ale jednak nie jest to żyrandol z Upiora w operze 😉

    A co mi się podobało? No więc trafiłam na aż 3 osoby z Accantusa i jeszcze Zosię Nowakowską, która w Mamma Mia była przeurocza, więc tu jestem usatysfakcjonowana 🙂 Do tego „Pan Hurricane”, który na pokazach prasowych wydał mi się idiotyczny, na scenie zrobił na mnie wrażenie. Libretto jest nienajlepsze, ale Roma chyba już tak ma, więc nie nastawiałam się na cuda. Generalnie każda z piosenek, które nie są o miłości, nadaje się do słuchania, więc trochę szkoda, że zamiast kolejnych kawałków o rumieniących się obłokach nie pojawiła się jakaś piosenka no nie wiem, o śmierci przyjaciela? Byłam teraz na „Małej księżniczce” w Rampie i chociaż to spektakl dla dzieci, to niektóre piosenki głębią biły te z „Pilotów” na głowę 🙂

  • Monika

    Mogłabym wiedzieć dlaczego mój komentarz został usunięty/ukryty? Uważam go za konstruktywną krytykę, a nawet nie krytykę, bo napisałam tylko kontrargumenty na Twój filmik.

  • Monika

    Jeśli chodzi o Nine. Polecam przesłuchać wywiadów z udziałem Zosi i Janka. 😉 Nine chce się zaangażować, współpracować z przyjaciółmi. To, że jest rozkojarzona, nie jest kwestią jej niechęci, tylko początkowo jeszcze niedojrzałości emocjonalnej. Pamiętajmy też, że straciła ukochanego, z którym nie ma w ogóle kontaktu od jakiegoś czasu. Z pewnością nie udaje, że bierze w tym udział, skoro dla dobra sprawy przespała się z Niemcem.

    Jan… trochę przykre stwierdzenie. Racja, nie jest aż tak rozbudowany jak Nina, ale przecież pilotów było 4, Nina była sama.

    Czy aby na pewno Janek nie myśli o Ninie? Nie tęskni za nią? Pierwsza scena tęsknoty, to piosenka Pod wiatr/repryza Nie obiecuj nic (4 bohaterów śpiewających przy blasku księżyca). Kolejna Nie ma dobrych słów. Scena tańczenia w klubie i powiedzenia Stefanowi, że nie może tańczyć i podrywać dziewczyn (widać to po sposobie niechęci w tańcu i odejścia). Wszystkie repryzy Nie obiecuj nic tylko utrwalały tęsknotę kochanków. Po zobaczeniu Niny od razu o wszystkim zapomina, czeka na nią i pamięta dokładnie ile lat, miesięcy, dni byli rozłączeni.

    Jeśli chodzi o samych pilotów. Przypominam, że jest to musical, który ma w podstawie watki humorystyczne, głownie po to, żeby widz nie płakał cały spektakl. Zauważ, że wszystkie (prawie wszystkie) sceny z pilotami są humorystyczne, dzięki którym widz się śmieje.

    Wojna. W momencie wybuchu wojny piloci podkreślają, że chcą walczyć w Polsce. Dostają rozkaz wyjazdu, który muszą wykonać. Skoro muszą już walczyć w innym kraju, to wiadomo, że chcą to robić, a nie marnować (według nich) czas na inne rzeczy. Wiedzą, że są w tym świetni, znają się na rzeczy. Im szybciej wsiądą do samolotów, tym szybciej wrócą do Polski. Nigdzie nie ma ‘’wojna jest fajna’’.

    ‘’Wątek Niny jest poważny a pilotów totalnie niepoważny’’. Czyli musical powinien być cały czas poważny, smutny, przygnębiający? Jak sam Dyrektor Kępczyński wielokrotnie powtarzał piloci mieli wielkie poczucie humoru. Jeśli wiesz, ze następnego nia możesz zginać, to raczej starasz się cieszyć każdą chwilą, szczególnie jeśli masz u boku przyjaciół. To jest dużo lepsze myślenie, niż płakanie i pogrążanie się w smutku.

    Śmierć bohatera. Anielskie chóry? Trochę przykro to było usłyszeć. Nie jest to przegięcie, śmierć została pokazana w piękny sposób. Wokaliza w wykonaniu Iwona Leśniowska-Lubowicz, bo to nazwałaś ‘’anielskimi chórami’’ zwieńczyły scenę. Jeśli śmiałaś się na scenie śmierci bohatera… hmm, no cóż, chyba żadna zmiana w scenariuszu nie zmieniłaby Twojego odzewu. Groteskę? Możesz to rozwinąć w jakiś sposób? Byłam na spektaklu 4 raz i wybieram się za 2 tygodnie 5, nie widziałam groteski w tej scenie.

    Pamiętajmy, że jest to musical, nie serial czy film. Nie jest to możliwe przedstawić całości historii w bardzo szczegółowy sposób. Początek jest w punkt. Są zaręczyny, czyli jako widzowie domyślamy się, że związek jest już dość poważny, trwa dość długo. Jeśli pokazano by nam scenę poznania się kochanków, od razu narzuciłby się hejt ‘’Ledwo się poznali i miłość? Zaręczyny? Ale głupota’’.

    Jak duet mógłby się odbyć w drugim akcie, skoro na początku pierwszego Nina i Jan zostają rozdzieleni?

    Musiała być ukazana scena bitwy. Czy ta scena powinna być ukazana inaczej? NA ekranie scena bitwy a na scenie… piloci siedzący w fotelach?

    Bardzo skrzywdziłaś libretto i muzykę. Wykrawanie jednego fragmentu z całości całego utworu nie jest rzetelne. Nie wiem w jakim stopniu wgłębiałaś się w teksty i całą fabułe muzyki w sumie, ale samo nawiązanie przy rozpoczęciu wojny do ‘’gdzie ten zapach bzów (…)’’ i na końcu II aktu ‘’znów kwitną bzy’’. Cały utwór ‘’Jestem iskrą’’ skrywa wiele smaczków i gier słownych.

    • Monika

      Nie ma dobrych dróg*

    • Tak czytam i czytam ten komentarz i naprawdę nie mam jak się odnieść do któregokolwiek argumentu, bo to są wszystko twoje osobiste wrażenia, które są subiektywne, a ja nie muszę się z nimi zgadzać. I tego nie robię. Tobie się podobało – nawet bardzo, skoro chodzisz na Pilotów tak często, i masz do tego prawo. Ale jak piszesz, że od jakiegoś punktu mojej recenzji jest ci „przykro” albo mówiąc coś „skrzywdziłam libretto i muzykę” to coś tu jest trochę nie teges. Recenzja nie jest od tego, żeby sprawiać komuś przykrość albo przyjemność, tylko od tego, żeby podzielić się subiektywną oceną recenzenta. Można się z nią co najwyżej nie zgodzić.
      Podobało ci się – super. A mnie miejscami nie. *wzrusz*

    • abw258

      Nie da się ukryć, że libretto, a szczególnie zakończenie jest troszkę kiczowate. Ale w przypadku musicalu to nie jest dla mnie zarzut. Gorzej, że muzyka, poza kilkoma utworami, raczej nie porywa.

  • Panna Laura

    Byłam dzisiaj na „Pilotach” i powiem szczerze, że jestem zawiedziona. Słyszałam na temat tego spektaklu same ochy i achy, a jest to moim zdaniem pięknie zapakowana bombonierka z niesmacznymi czekoladkami. Komputerowa scenografia z rzutnika mało kogo już w dzisiejszych czasach zachwyca. Pojazdy na scenie, owszem, fajnie wyglądają, ale to już było. Sama sztuka kompletnie bez żadnej głębi czy przekazu. Niczym telewizyjna opera mydlana. We mnie i koleżankach nie wzbudziła żadnych poważniejszych emocji. Patriotycznego ducha też nie ma co szukać. Jedna piosenka, powiedzmy że przewodnia, nieco w duchu narodowym. Reszta to głównie jedna wielka radocha, wesołe pioseneczki i impreza podczas gdy w około wojna. Dziwny spektakl. Może jestem zbyt wymagająca, ale od teatru oczekuję na scenie sztuki i tego czegoś, co porusza duszę.

  • Jakub Bielawski

    Nie mam porównania za bardzo z innymi musicalami ponieważ nie oglądam ich zbyt często, ale klimat kojarzył mi się z filmem Perl Harbor. Przez dłuższy czas lekka i zabawna historia z do przesady dramatycznymi momentami i nagle zakończenie, tak bardzo oderwane od reszty, no i tak bardzo polskie, niestety polskie w depresyjnym i anty-komunistycznym sensie. Sam ten fakt mi nie przeszkadzał, aż tak bardzo, ale gdyby nie było tak gwałtowne i oderwane od reszty spektaklu musical by na tym zyskał.

  • abw258

    Oglądałem wczoraj i mam mieszane uczucia. Scenografia jest bardzo dobra, dopracowana, choć w dzisiejszych czasach nie jest to już tak trudne. Choreografia bardzo dobra, układy zrobiły na mnie wrażenie.
    Fabuła chaotyczna, kiczowata – tego bym jednak w musicalu nie krytykował. Jednak tempo i ilość scen jak dla mnie za duże jak na teatr. Zrobiono z tego pół-film i w mojej opinii nie jest to zaleta.
    Muzyka niestety przeciętna. W zasadzie na uwagę zasługuje tylko początek drugiego aktu. Podobał mi sie jeden z końcowych utworów „Moulin Rouge” – miał klimat. Za zupełne nieporozumienie uważam wstawkę hip-hopową z samolotem, zupełnie nie pasującą do kompozycji całego przedstawienia.
    Najgorszym elementem była jednak reżyseria dźwięku. Było za głośno. Orkiestra brzmiała jak z podkład z taśmy. Mikrofony strasznie wzmacniały „lapanie oddechu”. W kilku utworach wokal ginął w głośnej muzyce.
    Ogólnie nie jest jakoś źle, ale przy takim rozmachu, takiej reklamie – jednak trochę niedociagnięć i mało porywająca muzyka, a chyba o muzykę w teatrze muzycznym najbardziej chodzi .

Podobne posty