Hermes, czyli o co chodzi z rewolucją w napisach dla Netflixa?

2 kwietnia 2017

Tego wpisu miało tu dzisiaj nie być – miał się pojawić o wiele później, bo przecież mam czas. W końcu kto poza wąskim gronem tłumaczy mógłby się dowiedzieć, że Netflix uruchomił nową platformę do testowania lingwistów. Kto by się tym przejął? Kogo poza mną i kilkoma innymi osobami obchodzi, jakie zmiany wprowadzi to w całej branży tłumaczeń audiowizualnych? No więc myślałam, że mam czas. A potem Spider’s Web opublikował artykuł na ten temat, pełen tak piramidalnych głupot, że grzechem dla tłumacza byłoby ich nie skomentować. Jeśli przyjdzie wam na myśl, że jestem do wspomnianej witryny uprzedzona, to… będziecie mieli rację, bo poziom merytoryczny wpisów Spider’s Web już wiele razy przyprawiał mnie o atak wywracania oczami i nie lubię ich tekstów. Biedaczki mieli tego pecha, że napisali o Hermesie jako jedni z niewielu w polskim Internecie. Jeszcze gorszym zrządzeniem losu było to, że ich artykuł trafił do mnie. Więc pozwólcie, że Megu wytłumaczy wam, jak sytuacja wygląda.

(Tekst został przewrotnie zilustrowany screenami z FB Grupy Hatak. Najwięcej z nich pochodzi z serialu „Shield”, który miał okropnego pecha, jeśli chodzi o tłumaczenie. Jeśli chcecie wiedzieć, co postaci mówią w oryginale, zjedźcie na sam dół wpisu)

O co właściwie chodzi?

Na początku marca Netflix uruchomił platformę Hermes, swój oficjalny portal do testowania tłumaczy audiowizualnych. Pojawienie się takiej platformy było już zapowiadane kilka miesięcy temu i bynajmniej nie jest pierwszym testem dla tłumaczy, jaki Netflix przeprowadził. Poprzedni odbył się rok temu, już po tym jak serwis wszedł do Polski. Na początku 2016 roku Netflix z dnia na dzień uruchomił swoje usługi w 130 krajach, a Polska okazała się być jednym z tych rynków, na którym napisy były najbardziej potrzebne. Bo wyobraźcie sobie, że państw, w których Netflix jest w tym momencie w pełni zlokalizowany i przetłumaczony jest tylko około 30, więc większość użytkowników, którzy wykupili abonament w okresie wielkiego boomu w zeszłym roku nadal nie ma dostępu do materiałów we własnym języku. Można więc powiedzieć, że mieliśmy szczęście.

Netflix napisy My toilet is overflowed with poop.

Tłumaczenie Netflixa na polski ruszyło dopiero po jego wejściu na rynek i trwa nieprzerwanie do dzisiaj. Jednak od samego początku użytkownicy narzekali na marną jakość napisów i przerzucali się na Facebooku screenami z najbardziej rażącymi babolami. To jest ogromna bolączka związana z pracą tłumacza audiowizualnego – dłub sobie w dialogach bezbłędnie przez lata i nikt nie powie ci miłego słowa, walnij jednego spektakularnego babola i będziesz gwiazdą hashtagu #polskiznetflixem do końca świata. Albo jeszcze inaczej – tłumacz sobie profesjonalnie napisy od dłuższego czasu, a potem dowiedz się, że przez cudzy babol twoja profesja zostaje w mediach sprowadzona do bezmyślnego wyrobnictwa studentów, którzy nie dość, że nie znają angielskiego, to jeszcze tłumaczą w Google Translatorze. To potrafi zirytować.

Kto tłumaczy napisy dla Netflixa?

Pozostaje pytanie, skąd biorą się takie głupie błędy? Czy winić za nie samego Netflixa? Aby odpowiedzieć na to pytanie należy wyjaśnić w jaki sposób powstają napisy do netflixowego contentu. A za powstawanie większości z nich Netflix nie odpowiada bezpośrednio, ponieważ sam nie jest firmą lokalizacyjną i po prostu nie ogarnąłby tłumaczenia tak ogromnej ilości filmów i seriali – a mówimy tutaj o setkach tysięcy minut wideo, tłumaczonych non-stop na kilkadziesiąt języków. Dlatego Netflix większość tłumaczeń outsourcuje do firm tłumaczeniowych specjalizujących się w napisach do filmów, a sobie zostawia jedynie nadzór nad napisami do najważniejszych produkcji jak większość Netflix Originals czy chociażby talk-show Chelsea. Dotychczas Chelsea była dla nich największym wyzwaniem, ponieważ program był wypuszczany niemal na żywo i musiał otrzymać zlokalizowaną ścieżkę dialogową w ciągu dwóch dni od nagrania (a w fazie testów tłumaczenie powstawało jeszcze szybciej i tłumacze pracowali po nocach).

Netflix napisy. You were the redheaded stepchild when I arrived here.

Nie jest wielką tajemnicą, kto robi dla napisy dla Netflixa. Serwis sam udostępnia te informacje na swojej stronie internetowej. Są to naprawdę ogromne firmy, które od lat zajmują się lokalizacją, dubbingiem, nagraniami lektorskimi i tworzeniem napisów (a dwie z nich: Sfera i Deluxe niedawno dokonały fuzji, co uczyniło z nich największą tego rodzaju firmę na świecie. Dodatkowo Sfera produkuje oprogramowanie, którego tłumacze wewnętrzni Netflixa używają do pracy). Jednak tłumaczenie przez firmy zewnętrzne zawsze będzie decyzją podwyższonego ryzyka – dlatego, że nigdy nie daje to 100% kontroli nad procesem. W idealnej branży tłumaczeniowej wszyscy zleceniodawcy preferowaliby pracę bezpośrednią z freelancerami albo lingwistami wewnętrznymi. Z tym że jest to rozwiązanie o wiele droższe, a outsourcing jest po prostu wygodny. Wiecie jednak czego nie daje outsourcing? Nie daje pewności, że na projekcie na pewno została zrobiona korekta, a śmiem twierdzić, że porażająca większość netflixowych baboli powstała w wyniku braku korekty albo korekty niedbałej (a korekta być musi, bo takie są standardy).

Czy należy winić za to tłumaczy i korektorów? Tak. Czy należy za to winić firmy tłumaczeniowe? Tym bardziej. Czy obwiniać przy okazji całą branżę? Też można, bo nie jest bez winy. Aby być bardziej konkretną powiem, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o czas i pieniądze. Rozstrzał stawek za tłumaczenia audiowizualne pomiędzy różnymi firmami jest naprawdę ogromny i bywa tak, że tłumaczom oferuje się naprawdę śmieszne pieniądze. Tak śmieszne, że zaprawiony tłumacz tylko wywróci oczami i zlecenia nie weźmie, za to student bez doświadczenia chętnie się na nie połasi. I tak w tłumaczeniach powstają babole. To jest zupełnie normalne i bynajmniej nie typowe wyłącznie dla branży tłumaczeniowej. Ale to jest jedna kwestia – druga sprawa to to, że niekiedy deadline na tłumaczenie, a później na korektę przekracza kolejne poziomy absurdu, sprawiając, że lingwista po prostu nie jest w stanie dać z siebie wszystkiego, bo działa pod zbyt wielką presją, a zarobić na życie musi. Stąd biorą się niedbałe korekty.

Netflix napisy. Spokstreet supplied rock to the house our victim gave up on Rivermore.

Co zmieni Hermes?

Należy pochwalić Netflixa za monitorowanie sytuacji i odpowiednią reakcję, bo platforma do testów jest stanowczą odpowiedzią na zarzuty o niedbałe napisy. Przeciętny użytkownik nie wie, że Netflix nie tworzy wszystkich swoich napisów sam, ale to właśnie w niego kieruje krytykę i trzeba przyznać, że serwis wprowadził bardzo odpowiedzialne rozwiązanie. Hermes jest bowiem pierwszą na świecie platformą, która wprowadzi określone standardy w tłumaczeniach audiowizualnych na światową skalę. Test ma dwa zadania. Po pierwsze zrekrutować nowych tłumaczy do bezpośredniej pracy z Netflixem (i właśnie na to wszyscy kandydaci ostrzą sobie zęby, bo dla tłumaczy napisów jest to w tym momencie chyba najlepsza opcja na rynku – stawki Netflixa są mniej więcej 3-4 razy wyższe od pośredników). Po drugie, i to jest ta najbardziej rewolucyjna część, platforma wprowadza monitorowanie absolutne wszystkich tłumaczy, którzy obecnie pracują na projektach Netflixa, nieważne czy robią dla niego bezpośrednio, czy przez inne firmy. A to znaczy, że w ciągu kilku tygodni wszyscy dotychczasowi tłumacze muszą się przecertyfikować i zdać test z jak najwyższym wynikiem – inaczej już nigdy nie będą tłumaczyć projektów Netflixa. Nie tylko bezpośrednio dla Netflixa – dla żadnej innej firmy teżTo jest ta najbardziej przerażająca ewentualność, zwłaszcza dla osób, które dzięki wejściu Netflixa do Polski miały w ostatnim roku najwięcej pracy.

Z drugiej strony to właśnie Hermes pozwoli odsiać najgorszych tłumaczy i pozbędzie się kompromitujących baboli. Dodatkowo stałe monitorowanie jakości wszystkich lingwistów naprawdę wyśrubuje poziom (każdy dostaje swój numer, dzięki któremu Netflix ma wgląd nie tylko w statystyki danej osoby, ale też może sprawdzać w jakich gatunkach ktoś się najlepiej sprawdza. Podwykonawcy firm zewnętrznych będą oceniani anonimowo, tylko po numerze, monitorowanie imienne będzie dostępne dla ludzi pracujących dla Netflixa bezpośrednio). Możesz nawet przejść pozytywnie rekrutację i zacząć dostawać projekty, ale jeśli na przestrzeni czasu jakość twoich tłumaczeń spadnie, to nie ma zmiłuj – wylatujesz. Netflix podchodzi do sprawy poważnie. Widać to już po samym teście Hermesa.

Netflix napisy. - Kozodav's coyote have a real name? - Just used a street tag.

Test podzielony jest na pięć części: sprawdzanie znajomości angielskiego, zdolności w przekładzie na polski, dopasowywanie najlepszych tłumaczeń do oryginału, odnajdywanie błędów w gotowych napisach, rozumienie kontekstu sceny, a w końcu tłumaczenie na żywca dwóch różnych fragmentów wideo. Od razu wam powiem, że test jest trudny – skupia się na idiomach, jest randomizowany, więc nie da się od kogoś zgapić (dobiera kilka pytań z większej puli), sprawdza nie tylko umiejętności tłumaczeniowe, ale też znajomość Style Guide’ów z wytycznymi. Przyznam, że czułam się na nim jak na maturze. Tym bardziej, że według mnie zadania nie są wolne od błędów i niektóre odpowiedzi nie są jednoznacznie prawidłowe. A przy tym nad kandydatem przez cały czas ciąży presja, bo czas jest ograniczony i za cholerę nie chce płynąć wolniej. I to jest wybitnie stresujące, zwłaszcza, jeśli trafi wam się fragment wideo na temat, który leży tak bardzo poza kręgiem waszych zainteresowań, jak tylko się da. Megu na przykład dostała fragment programu dokumentalnego o footballu amerykańskim, pełnego sportowego żargonu, o którym nic nie wie (a na googlowanie wszystkich terminów naprawdę nie było czasu). Nic tylko siąść i płakać.

Co ciekawe, wprowadzenie Hermesa bardzo ładnie pokazuje jak wielkim monopolistą na rynku tłumaczeń audio jest Netflix. No, nie oszukujmy się – jest największy. Vendorzy podwykonawcy nie mają teraz wyboru i muszą podporządkować się nowym wytycznym, inaczej stracą klienta. Nie mogą po prostu powiedzieć „pff, goń się Netflix, my mamy własne systemy testowania kandydatów, nie każemy nagle tysiącom naszych tłumaczy pisać twój test i nie będziemy ci udostępniać informacji o tym, którzy są najlepsi”. Więc tłumacze test piszą, a firmy już szukają nowych, bo dobrze wiedzą, że część z ich dotychczasowych zasobów testu po prostu nie zda i odpadnie. I jeszcze jedna kwestia – posiadanie numeru Hermes i udokumentowana wysoka jakość napisów może być dla tłumaczy kartą przetargową w negocjowaniu z pośrednikami lepszych stawek. To nie tak, że Netflix oficjalnie troszczy się o to, ile u podwykonawców zarabiają tłumacze na jego projektach, ale nie jest mu to też zupełnie obojętne. Niech świadczy o tym fakt, że kiedy w zeszłym roku ZOO Digital przekroczyło granicę przyzwoitości w kontekście niepłacenia tłumaczom za wykonane projekty (niektórzy przez całe miesiące walczyli o niezapłacone faktury opiewające na tysiące dolarów), przedstawiciele Netflixa spotkali się w tej sprawie ze stowarzyszeniem tłumaczy audiowizualnych Subtle. Trudno powiedzieć w jaki sposób ostatecznie wpłynęło to na rozwój sprawy, w każdy razie ZOO wprowadziło program naprawczy i teraz płatności wykonywane są sprawniej (choć kwas pozostał i mnóstwo osób do dziś nie chce z nimi współpracować).

Netflix napisy. I'll tell Antwon we chatted.

O czym więc pisze Spider’s Web?

Wróćmy więc do mojego triggera i sprawdźmy, co na ten temat napisał Spider’s Web. Pierwszy przyczynek do facepalma znajdujemy już w samym tytule: „Netflix szuka oszczędności, zacznie od jakości tłumaczeń napisów”. Od samego początku widać więc, że za tekstem stoi ktoś, kto zupełnie nie zna się na rzeczy, bo inicjatywę Netflixa interpretuje przeciwnie do tego, co serwis naprawdę chce osiągnąć. Zresztą autor zdradza, że „zawodowo tłumaczeniem napisów udało mu się zajmować cały jeden raz” (a potem precyzuje, że był częścią czteroosobowego zespołu, który pracował nad napisami do Some Kind of Monster, także tego…), więc od razu wiadomo, że czeka nas spotkanie z całym zalewem profesjonalizmu i znajomości tematu.

Tytuł sugeruje, że wprowadzając Hermesa, Netflix udowadnia, że ma w nosie jakość napisów. Tymczasem mamy do czynienia z odwrotną sytuacją – właśnie ze względu na chęć poprawy jakości Hermes został wprowadzony. Aby wszyscy tłumacze, który pracują z Netflixem udowodnili, że reprezentują sobą jakiś poziom. Nie ma to nic wspólnego z oszczędzaniem, wręcz przeciwnie – wszystkie testy będą musiały zostać sprawdzone przez wewnętrznych korektorów Netflixa (już w tym momencie liczbę zgłoszeń można liczyć w tysiącach, najwięcej roboty będą mieli pewnie korektorzy od hiszpańskiego), bo test wielokrotnego wyboru może i ma klucz, ale tłumaczenie wideo trzeba poprawić ręcznie. A to będzie kosztować. Co więcej, ponieważ stawki dla wewnętrznych tłumaczy są wyższe niż średnia rynkowa, Netflix na inwestycję wyda sporo, zwłaszcza jeśli planuje tłumaczyć freelancerami (a nie agencjami) większość produkcji oryginalnych (a w tym roku wyjdzie ich prawie 20).

Netflix napisy. In the meantime, Shane brought over a case from Vice.

Największą bolączka autora tekstu jest to, że „tłumaczeniami zajmą się amatorzy„. Chwila, co? Udostępnienie testu wszystkim chętnym nie oznacza automatycznie, że profesjonaliści nie mają do niego dostępu. Albo inaczej – test mierzony jest głównie w profesjonalistów, a jeśli przy okazji zaczną go wypełniać amatorzy, będzie to wypadek przy pracy (większość laików po prostu go nie zda, a tylko doda pracy korektorom). Więc amatorzy zajmą się co najwyżej testem – do prawdziwych tłumaczeń prawdopodobnie nie dojdą. Poza tym Netflix udostępniał swój poprzedni test publicznie już rok temu, tylko wtedy obyło się bez większego rozgłosu, bo nie pisały o nim serwisy informacyjne. Więc zgodnie z logiką tekstu, nawet te napisy, które Netflix posiada już teraz mogłyby być tłumaczone przez amatorów. Tylko, że autor o tym oczywiście nie wie. Hermes został stworzony właśnie po to, żeby amatorów odsiać. A jeśli któryś z nich okaże się na tyle zdolny, że dostanie wysoką ocenę, tym lepiej dla niego. Ale to będą wyjątki. Hermes ma właśnie doprowadzić do sytuacji, w której tłumaczeniami dla Netflixa będą się zajmować tylko profesjonaliści. A w definicji profesjonalisty zamkną się też ci szczęśliwcy, którzy po prostu są do tego stworzeni.

Negatywny PR filmowych napisów wiąże się z przeświadczeniem, że wystarczy trochę znać dany język, aby móc tłumaczyć napisy. W końcu, co to za filozofia, wszyscy oglądamy seriale, nie? Do tego dochodzi jeszcze dodatkowy mit, związany z tym, że osoba znająca angielski czyta cudze napisy, widzi, że nie oddają one oryginału słowo w słowo i od razu zakłada, że tłumaczenie zostało spartolone i na pewno stoi za nim jakiś biedny student. Wyjaśnijmy sobie jedno – przekład napisów nie polega na oddawaniu znaczenia konkretnych słów, ale sensu całej wypowiedzi. Bo może cześć z was nie zdaje sobie z tego sprawy, ale tłumaczy audio obowiązują ograniczenia w znakach i czasie trwania napisu (mierzy się to w szybkości czytania znaków na sekundę). U Netflixa obowiązują 42 znaki w napisie, a ten nie może mieć więcej niż dwie linijki (dochodzą do tego również inne wytyczne, na przykład takie, że jeśli napis mieści się w 42 znakach, to nie wolno go dzielić na dwie linijki, nawet jeśli występują w nim dwa zdania. Kłóci się to z estetyką, ale takie są zasady). Sztuka polega więc na umiejętnym skracaniu. Ostatecznie tłumaczenie napisów sprowadza się do ciągłego decydowania, co wywalić, który przymiotnik jest zbędny i jakie słowo wcale nie jest potrzebne do oddania sensu wypowiedzi.  Wymienione wyżej zasady w ogóle nie obowiązują w amatorskich subach – tam można mieć nawet pięć linijek, jeśli kogoś najdzie taka ochota. Przypomnijcie sobie o tym, kiedy następnym razem napiszecie, że napisy Netflixa są do dupy i że Hatak tłumaczy lepiej (poza tym, wierzcie mi – ludzie z Hataka już dla Netflixa pracują).

Netflix napisy. I'll work on a warrant

W ogóle to cały tekst Spider’s Web jest takim głupim marudzeniem laika, który nigdy nie widział branży od środka i kieruje nim paniczny strach przed tym legendarnym amatorem, który pewnie tłumaczy napisy, waląc w klawiaturę na przemian stopą i twarzą. Osoby bez doświadczenia nie rzucą jakiegoś zaklęcia na Netflixa, zmuszając go, żeby ich przyjął, oni się po prostu wyłożą na teście. A jeśli łut szczęścia pozwoli im go zdać z wysoką notą, to po kilku projektach kontrola jakości wyłapie, że tłumaczą źle. A jeśli do tego nie dojdzie, to będzie znaczyło tylko tyle, że ktoś naprawdę ma talent i zasługuje na tę pracę. Poważnie, kontrolerzy w Netflixie są naprawdę bardzo restrykcyjni i akurat w ich przypadku jest się czego bać.

Dalej autor wspomina też o stawce 10,5 $ za minutę tłumaczenia na polski. A kilka akapitów później, chwaląc tłumaczenie do Wikingów pisze: „Czy amator jest w stanie dokonać takiego samego, równie dobrego? Za tę stawkę?„. Przepraszam, że niby to mało? Nie jestem pewna czy to kwestia błędu logicznego, czy ponownie nieznajomości tematu, ale gdybym miała dostawać 10,5 dolca za minutę napisów to bym kopnęła etat w kosmos, wzięła dwa kredyty i tylko dłubała w dialogach od rana do nocy. Z tym że ja doskonale wiem skąd autor sobie tę kwotę wziął i znowu wychodzi na to, że się nie zna. Netflix udostępnia publicznie informacje o preferowanych stawkach od swoich podwykonawców i rzeczywiście przy języku polskim jak byk stoi 10,5 $. Ale to jest cena za całą usługę, nie tylko za tłumaczenie. W tej kwocie zamyka się też pozycjonowanie napisów (a do tego Netflix ma kolejne setki tysięcy wytycznych), tłumaczenie, korekta i możliwe, że jeszcze transkrypcja. Do tłumacza trafi więc tylko część tej stawki, a i tak będzie ona wciąż wyższa niż u innych firm na rynku.

Tekst na Spider’s Web kończy się optymistycznym wieszczeniem, bazującym na błędnych przesłankach i bezsensownych tezach:

Dlatego też jestem otwarty na amatorskie tłumaczenia. Bo być może dzięki temu Netflix zetnie cenę abonamentu czy zainwestuje te pieniądze w coś innego. Życzyłbym sobie jednak odseparowania tych tłumaczeń od tych profesjonalnych. Na przykład „Napisy (Polski) BETA”. Obawiam się jednak, że skończy się to ogólnym spadkiem jakości polskich tłumaczeń. Choć istnieje mała, maleńka szansa, że mogę się mylić…

Istnieje też mała, maleńka szansa, że autor może pieprzyć bez sensu i guzik wiedzieć o tłumaczeniu napisów 🙂


  1. My toilet is overflowed with poop. 
  2. You were the redheaded stepchild when I arrived here.
  3. Spokstreet supplied rock to the house our victim gave up on Rivermore. (lokacja, który WYDAŁA ofiara)
  4. – Kozodav’s coyote have a real name? – Just used a street tag. (chodzi o ksywę na dzielni)
  5. I’ll tell Antwon we chatted. (rozmawialiśmy, a nie oszukiwaliśmy)
  6. In the meantime, Shane brought over a case from Vice. (Vice to obyczajówka)
  7. I’ll work on a warrant. (Zajmę się zdobyciem nakazu)

Podobne posty