Rano zeszłam na śniadanie, czyli narracja pierwszoosobowa musi umrzeć

10 lutego 2017

Od roku nie czytałam żadnego young adult. Serio, po lekturze An Ember in The Ashes napisałam, że mam absolutnie dosyć literatury młodzieżowej, że nie zdzierżę, nie wytrzymam, zwoje mózgowe mnie szczypią od szorowania ich drucianą szczotką, bo ile można czytać o tych niezłomnych heroinach nieświadomych swojej urody, o tych przystojnych młodzieńcach, na widok których miękną kolanka, o obowiązkowych trójkątach miłosnych, nagle odkrywanych magicznych mocach, walce z okupantem, dystopijnych wizjach przeszłości ecetera, ecetera.

red queen victoria aveyardAle tak to już ze stymulantami bywa, że nawet po wielomiesięcznym odstawieniu wystarczy, że człowiek na chwilę straci czujność i już okopuje się w nowych historiach YA (ja tam na przykład wróciłam do Victorii Aveyard i jej Szklanego Miecza, bo dwa dni temu wyszedł ostatni tom i chcę go wkrótce przeczytać) i daje się wciągnąć przez kolejną niebieską parę oczków oszałamiającej urody księcia i tylko czeka, aż główna bohaterka pozwoli sobie skraść pierwszy pocałunek.

No dobrze, trochę koloryzuję, bo nie czytałabym młodzieżowego szmelcu tak wiele, gdybym naprawdę nie znajdowała w tym przyjemności. Poza tym w ostatnich latach nawet YA skręciło w bardziej obiecującym kierunku, porzucając nieco paranormalne romanse na rzecz aspirujących epickich scenariuszy fantasy, w których tętni magia, trup ściele się gęsto, a bohaterki częściej niż z buzującymi hormonami muszą się mierzyć z okrutnym reżimem. Jednak choć trendy w tematyce YA się zmieniają, jedna rzecz wciąż pozostaje niezmienna: tak na oko 95% procent z nich jest pisanych w pierwszej osobie. W czasie teraźniejszym.

Wysoki Sądzie, proszę zaprotokołować: nie cierpię narracji pierwszoosobowej w YA. Moim zdaniem to jeden z największych raków toczących ten gatunek, z czasem teraźniejszych w roli przerzutu do wątroby. Nie chodzi o to, że narracja pierwszoosobowa jest zjawiskiem w ogólnie złym (jest mnóstwo świetnych książek napisanych w ten sposób, chociażby Fight Club), ale w obszarze młodzieżówek została tak niemiłosiernie wyeksploatowana, że odbiło się to na jej generalnym postrzeganiu w świecie literatury. W sensie, że pisanie z punktu widzenia trzeciej osoby postawiono na piedestale uznając je za trudniejsze i dojrzalsze, pierwszą osobę zaś zamknięto w gettcie pisaniny dla nastolatek. Doszło nawet do tego, że niektórzy anglojęzyczni agenci proszą, aby nie przesyłać im takich manuskryptów, jasno dając do zrozumienia, gdzie jest ich miejsce. I w sumie, trudno się im dziwić.

selection kiera cassWielu autorów YA zaczyna pisać w pierwszej osobie, wychodząc z założenia, że tak jest po prostu łatwiej. Wydaje im się, że nie ma nic prostszego od wejścia w umysł nastolatki i mówienia jej językiem, wystarczy wrócić do własnych wspomnień z wieku 15 lat et voilà!, mamy gotową książkę. Nic bardziej mylnego. Osobiście jestem zdania, że narracja pierwszoosobowa (NP) jest trudniejszą techniką od trzecioosobowej (NT) – wymaga o wiele więcej wyczucia, planowania charakteru postaci, odpowiedniego wyważenia opisu świata przedstawionego i targających bohaterem emocji. Albo inaczej – aby stosowanie NP miało sens, autor musi się wysilić i stworzyć na tyle fascynującego protagonistę, takiego z intrygującym charakterem, bogatym życiem wewnętrznym i ciekawymi przemyśleniami, że czytelnik będzie miał ochotę poznawać historię oglądaną właśnie tymi konkretnymi oczami. No i teraz wybaczcie, ale główne bohaterki YA takimi bohaterkami nie są. Może generalizuję, ale nie ważne ile kłód życie im pod nogi nie rzuci i jak szybko nie będą musiały dorosnąć, zawsze będą miały fiu bździu w głowie i szybko bijące serduszko, a gdy już wysilą się na autorefleksję, to wyjdzie z tego taki pompatyczno-egocentryczny potworek jak to:

 But I am only one person, one little girl who can no longer smile. I hide her from the rest, behind my mask of lightning. But she remains, frantic, wide-eyed, afraid. I push her away in every waking moment, but still she haunts me. She never leaves.

„Szklany miecz”, V. Aveyard

I jakby na to nie patrzeć, NP w takich książkach naprawdę sprawia, że cała warstwa narracyjna wydaje się bardziej dziecinna. Bo skupia się na uczuciach młodych ludzi, nie przymierzając – dzieci właśnie, a ich życie wewnętrzne nie jest tym, czym ja jako czytelniczka mogłabym się zachwycić. Oczywiście można się przyczepić do tego, że teoretycznie nie jestem targetem takiej literatury, ale po co, skoro według statystyk 55% czytelników YA ma więcej niż 18 lat.

divergent veronica rothSpotkałam się też z takimi opiniami, które stoją w zupełnej opozycji do mojej . Niektórzy sięgają po YA właśnie po to, żeby poczytać pierwszoosobową narrację, a bez niej książka się im po prostu nie podoba, bo „nie czują już takiej więzi” z bohaterem. Łączy się to z moim kolejnym zarzutem do całego procederu, a mianowicie – tak, autorzy young adult rzeczywiście tłumaczą swoje przywiązanie do NP tym, że pozwala ona czytelnikowi empatyzować z protagonistą. Tylko, że to jest bardzo leniwe i tanie zagranie. Jeśli chcesz, żeby odbiorca związał się z twoim bohaterem, opisz w swojej książce przejmującą historię, opisz postaci z krwi i kości, opisz prawdziwe emocje i dramaty. Nie polegaj głównie na formie narracji.

Moja awersja do NP polega też na tym, że taka forma automatycznie autora ogranicza, bo trudniej jest mu przedstawić perspektywę pozostałych bohaterów i siłą rzeczy musi się skupiać na ten jednej, kartonowej heroinie. Oczywiście autorzy YA próbują ten problem ominąć, wprowadzając do historii kilka punktów widzenia, ale to tylko dodatkowo podbija stopień trudności – wprowadzanie pary głównych bohaterów sprawia, że te dwie narracje muszą być naprawdę zróżnicowane, w taki spośób, żeby było w nich widać odmienne charaktery postaci. A to się mało któremu autorowi udaje.

No i na koniec pozostaje jeszcze kwestia czasu teraźniejszego. Olaboga, najgorzej. Czas teraźniejszy to coś takiego, co jeszcze w angielskim oryginale ujdzie, choć boli niemiłosiernie, a przeniesiony do polskiego tłumaczenia sprawia, że oczy krwawią. Teoretycznie takie zawieszenie historii w czasie ma przyspieszyć akcję i sprawić, że sceny nabiorą odpowiedniej dynamiki. I rzeczywiście coś w tym jest, ale wcale nie daje to dobrego efektu, bo ciągnącej się jak guma do żucia fabule taki zabieg nie pomoże. A tutaj wydarzenia wcale nie pędzą szybciej, za to narracja potyka się o własne nogi w galopie. Ma się wrażenie, że ktoś chce ci opowiedzieć historię swojego życia jak najszybciej, byle skończyć, bo to już koniec drugiego aktu, a ty wciąż masz bohaterów w dupie. Ewentualnie można się też poczuć jak na jakieś kuriozalnej sesji RPG.

Pewnie nie zmieni to tego, że nadal będę czytać young adult, narzekając co jakiś czas na jego głupotki. Może za jakiś czas znowu stwierdzę, że potrzebuję od niego przerwy. Ale zanim to nastąpi będę wznosić oczy ku niebu i mamlać pod nosem zaklęcia, które autorom młodzieżówek każą porzucić pierwszą osobę i spojrzeć na swoje dzieła z perspektywy trzeciej. Bo tak.

  • Tak, zdecydowanie narracja pierwszoosobowa jest trudniejsza do napisania. Ale zupełnie zaskoczyłaś nas z tym, że teraźniejsza ma przyspieszać akcję. Sami używamy jej, bo ona świetnie akcję spowalnia dając efekt jakby długiego, niespiesznego ujęcia. (Nie, nie pisujemy YA ;))

    • Bonnie

      No właśnie, ja używam pierwszej w wątku głównego bohatera, który nie dość, że ma na wszystkie tematy jakieś spostrzeżenia, to jeszcze czasem delikatnie łamie czwartą ścianę i zwraca się do czytelnika (sugerując, że opowiada mu to wszystko po latach). Jego wątek jest wolniejszy, niż pozostałe.
      Teraz zaczynam rozumieć, skąd zarzut, że onże taki płytki – bo ta narracja nie jest tak egocentryczna, jak w tych młodzieżówkach, on się koncentruje na obserwacji otoczenia.

      • My się w sumie zgadzamy z tym co ktoś już wyżej napisał. Każda narracja to narzędzie. Można umieć nim operować i wtedy efekt będzie bardzo dobry albo można zupełnie sobie z nim nie radzić a wtedy efekt pracy nim będzie koszmarny.

  • Z tym że narracja w czasie teraźniejszym przyspiesza akcję to rownież mnie zbilas z tropu, bo jak dla mnie to ona wprowadza jakieś takie cholerne wrażenie kompletnej „bezczasowosci” gdzie wszystko sie dzieje w jakiś nieznanych mi przedziałach czasu. I o ile po polsku to brzmi pokracznie o tyle po angielsku w którym jest bardzo klarowne następstwo czasów ogolnie zabiera mi to frajdę z czytania.

  • Lubię młodzieżówki i trochę ich czytam (chociaż ostatnio też wyczuwam u siebie pewne zmęczenie), ale Boże, tak! Też mam alergię na narrację pierwszoosobową w czasie teraźniejszym. Samo pisanie w pierwszej osobie jeszcze wytrzymam, ale ten czas teraźniejszy… Zdarzało mi się przez to odkładać książkę po dwóch stronach. Też myślę, że w założeniu ma to przyspieszać akcję, dawać wrażenie, że wszystko dzieje się naprawdę, tu i teraz, ale brzmi to strasznie nienaturalnie i na mnie w ogóle nie działa. Nie, w sumie działa. Wyzwala we mnie najgorsze instynkty, ale chyba nie o to chodziło.
    Jak podoba Ci się „Szklany miecz”? Bo ja przy „Czerwonej królowej” nieźle się bawiłam, ale „Szklanego miecza” zdzierżyć już nie mogłam. Może to ta narracja 😉

    • „Czerwoną Królową” oceniałam naprawdę wysoko, ale niestety przy „Szklanym Mieczu” da się zauważyć spadek formy.

  • Święta prawda. Bardzo! A jak jeszcze nie polubię głównej bohaterki i jej tok myślenia drażni mnie nade wszystko, a czytać mogę tylko jej opinie, to mnie krew zalewa. Niestety rzadko pałam sympatią do bohaterek literatury młodzieżowej 😐

  • Po angielsku czas teraźniejszy jeszcze jakoś brzmi, ale po polsku już zupełnie nie. Może jacyś mistrzowie pióra daliby radę, ale nie autorzy YA (chociaż ostatnio czytałam książkę, w której czas teraźniejszy został wykorzystany bardzo fajnie. Książka miała dwie bohaterki, jedna była człowiekiem, druga pumą. Fragmenty pumy były napisane w czasie terażniejszym, kobiety w przeszłym, co dawało naprawdę fajny efekt. Ale to urban fantasy było).
    A co do heroin, gdzieś czytałam że one specjalnie są takie nijakie, żeby jak najwięcej osób mogło się z nimi identyfikować. Inna sprawa, że nastolatki dopiero odkrywają kim są i czego chcą od życia, więc może dla nich to jest w jakiś sposób prawdziwe?

    • A co to za książka jest? Wyszła po polsku? Czytałabym.:)

      • „Zmiennoskóra” Faith Hunter. Po polsku wyszedł pierwszy tom tylko, w dodatku tłumaczenie nie jest najlepsze. Mam i mogę pożyczyć, jak następnym razem będziesz w Warszawie.

  • Przemek Zańko

    A nie jest czasem tak, że „nienaturalność” narracji w czasie teraźniejszym po polsku to po prostu kwestia przyzwyczajenia czytelnika do czasu przeszłego? Sam nie widzę między nimi szczególnej różnicy, więc może to ja jestem dziwny, ale nie wydaje mi się, żeby było w czasie teraźniejszym coś z definicji nienaturalnego.

    • Pewnie masz sporo racji, bo rzeczywiście jesteśmy raczej przyzwyczajeni do narracji trzecioosobowej. Tylko, że od kiedy ta pierwszoosobowa zrobiła się naprawdę trendi (w YA – ja tu głównie mówię o YA) to przeczytałam w niej już całą masę książek i wciąż trudno mi jest gładko w tę formę wskoczyć – czytam i czytam i nadal mam wrażenie, że coś mu w niej nie pasuje.

  • Martyna Engeset

    „kartonowa heroina” <3

  • Mnie tam jeszcze sama narracja pierwszoosobowa tak nie boli – zasadniczo nie mam nic przeciwko, ale staram się jej unikać w YA. Dla zdrowia psychicznego.;)
    Alsoł, te wszystkie problemy z NP, o których piszesz IMO nie wynikają z samej specyfiki narracji – to jest narzędzie, jak każde inne. Problem polega na tym, że stało się modne w gatunki i sięgają po nie autorzy, którym nie starcza umiejętności, żeby dobrze z niego skorzystać. No nie oszukujmy się, YA jest w ogromnej większości pisane przez autorów o najwyżej przeciętnym warsztacie.

    Inna sprawa to narracja w czasie teraźniejszym. O tak, to boli. Nawet jeśli jest prowadzona w formie trzecioosobowej, to boli. Mam wrażenie, że „teraźniejsza” narracja miała być tylko eksperymentem literackim, który niestety chwycił i stał się regułą. I szczerze mówią, dla mnie w ogóle nie przyśpiesza akcji – mam wręcz odwrotne wrażenie, jakby wszystko działo się w jakimś zmutowanym slow motion (bo jedna człowiek czyta wolniej niż ogląda). Powinni tego zabronić.

  • mikewest007

    Narracja pierwszoosobowa ma sens w czarnych kryminałach, gdy bohater zieje ironią i sarkazmem, a nie w YA, gdzie jest bohaterką i smarka w szaliczek płacząc nad swoim losem. O. 😛

  • Nie spotkalam się z wieloma książkami z narracją pierwszoosobową, prócz wspomnień, czy autobiografii. Nie pamiętam też wybitnie złego przykładu takowej narracji. Wybijają się dwa przykłady. Pierwsza, to jest Alive/ Żywi. Na prawdę dobrze się to czytało, a sama akcja na tym nic nie traciła. A może mój zachwyt był spowodowany, tym co napisałam wcześniej – że nie czytuję powieści z tak prowadzoną narracją. Drugim przykładem jest „Pan Lodowego Ogrodu” (zupełnie nie YA), z tym że tutaj mamy raz narratora neutralnego, raz sam bohater do nas mówi. Dość ciekawy zabieg. Tetralogia dzięki niemu sporo zyskała.

  • Magdalena Jawor

    Mi o dziwo podobają się książki pisane w narracji pierwszoosobowej. Istotnie są one łatwiejsze do napisania, naturalnie wychodzą w nich wtręty o życiu wewnętrznym opisywanej postaci i jej wspomnienia, są często fajnie personalizowane, subiektywne. ALE NIE YA. Pierwszą i jedyną YA którą polubiłam, były Dzieci z Dworca ZOO, w których narracja jest po prostu przepyszna, inteligentna, nastrojowa i taka w pozytywny sposób nastoletnio naiwna. Miodzik, ten styl to rozkosz sama w sobie, praktycznie nie potrzebuje fabuły, by chcieć to czytać. „Panna Nikt” – tu narracja była narzędziem do pokazania, jak narratorka stacza się w otchłań obłędu, plastyczna, z początku zupełnie naiwna, przez romantycznie emocjonalną, cyniczną aż do kompletnie odrealnionej i strasznej, pokazującej emocjonalne wypalenie. „Brud” – podobnie, dokumentacja załamania nerwowego i wewnętrznych konfliktów bohatera cierpiącego na chorobę psychiczną. „Fight Club”… Jak tak pomyślę, większość książek, które pozytywnie zapadły mi w pamięć, była w narracji pierwszoosobowej, bo dobrze poprowadzona narracja pierwszoosobowa to świetne narzędzie stylistyczne. I nie uważam, by mogła ona być wadą YA – sądzę, że te książki miałyby podobny poziom również w narracji trzecioosobowej, ale niestety zostały napisane w tej drugiej, przez co oberwało się jej od „efektu polskiego dubbingu”. Skojarzyliśmy jeden z zabiegów z negatywnym efektem końcowym, przez co zraziliśmy się do niego za coś, co w gruncie rzeczy nie było jego winą 🙂

  • Mroczna

    Ja tam nie mam nic przeciwko narracji pierwszoosobowej. W tej narracji autor może dokładniej opisać uczucia bohaterów, a w trzecioosobowej bardziej opisuje się wydarzenia. A przynajmniej ja tak zauważyłam.

Podobne posty