„Legion” – recenzja przedpremierowa

25 stycznia 2017

Staję dzisiaj przed trudnym zdaniem napisania notki bezspoilerowej. Jeśli czytacie mój blog, to pewnie zdążyliście zauważyć, że zazwyczaj takich recenzji nie piszę. Z prostego powodu – nie potrafię, a trzymanie języka za zębami i kluczenie wokół niektórych tematów przychodzi mi z niemałym trudem. Jednak tym razem się postaram, ponieważ pierwszy raz kopnął mnie zaszczyt oglądania serialu jeszcze przed jego oficjalną premierą i zdecydowanie chcę was do niego zachęcić, bo (jeszcze musicie mi uwierzyć na słowo) warto. Jedno jest pewne – takiego serialu komiksowego jak Legion jeszcze nie widzieliście.

Mutanci nie mieli dotychczas szczęścia na małym ekranie. Podczas gdy animacje z ich udziałem cieszyły się całkiem sporą popularnością (o czym sami w Polsce mieliśmy okazję się przekonać), potworki w rodzaju Generation X czy Mutant X zawitały na antenę tylko na chwilę, by szybko odejść w niebyt serialowych niewypałów. Zaangażowanie Foxa i ich plany wprowadzenia x-menowego uniwersum na ekrany telewizorów ma szansę ten trend odwrócić. Tym bardziej, że już po Legionie widać, że twórcy nie boją się odważnych decyzji i chcą, by ich historia była bardziej angażującym widowiskiem niż popcornową rozrywką.

legion recenzja fox

Głównego bohatera Legiona poznajemy w momencie, gdy ten leczy się w szpitalu psychiatrycznym. Pytanie o to, czy David Haller powinien był w ogóle do tego szpitala trafić, to zupełnie inna kwestia, dla serialu – podstawowa, bo hasło „psychika” jest tutaj odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki. David rzekomo cierpi na poważne zaburzenia osobowości, a wiele osób, w tym jego własna siostra, określa go po prostu mianem „schizofrenika”. Wkrótce jednak okazuje się, że za jego problemami stoją nadnaturalne, wciąż nie do końca zidentyfikowane moce. W szpitalu Davidowi towarzyszy jego, nazwijmy to, najlepsza kumpela Lenny i Syd, inna pacjentka, w której główny bohater bardzo szybko się zakochuje.

Pierwszą rzeczą, która odróżnia Legiona od innych komiksowych seriali jest to, że (jak na razie) jest pozbawiony klasycznego superbohaterskiego pierwiastka. No dobrze, w pewnym momencie w tle zamajaczy wam jakaś złowroga organizacja, która ewidentnie na naszego bohatera czyha. Pojawi się też grupa „tych dobrych”, którzy przygarną Davida pod swoje skrzydła. Jednak nie to jest tutaj najważniejsze. Zamiast kompletować drużynę i ratować świat, Legion skupia się na pokręconej (ale tak naprawdę pokręconej – umysł tego gościa to poczwórny precel) psychice Davida i, przedstawiając historię jego oczami, zaprasza nas na kolorowy trip na kwasie.

legion recenzje aubrey plaza

Przez pierwsze trzy odcinki historia wciąga nas coraz głębiej pomiędzy skręcone zwoje mózgowe głównego bohatera. I to dosłownie, bo w pewnym momencie fabuła wpycha nas do wnętrza jego głowy w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania: dlaczego David jest jaki jest? I jak mu pomóc? Nie tylko on będzie chciał się tego dowiedzieć, ale również grupka mutantów, którzy mu pomagają (przy okazji – usłyszenie w końcu na małym ekranie jak ktoś używa słowa „mutant” jest niezwykle satysfakcjonujące). Przygotujcie się więc na liczne retrospekcje, introspekcje, retrospekcje do retrospekcji, wędrówki myśli i zwiedzanie cudzej psychiki jak wnętrza muzeum. Skojarzenia z narkotykowym hajem są tutaj jak najbardziej na miejscu i twórcy celowo dążą do tego, żeby widz był tak bardzo skołowany, jak to tylko możliwe.

Legion w całym swoim zamyśle jest bardzo odważnym serialem, bo choć kojarzony z komiksem, nie idzie w tę samą stronę, co reszta podobnych produkcji. Twórcy zdają się doskonale wiedzieć, jaki efekt chcą osiągnąć – trochę widza zachwycić (wizualnie dopracowane sekwencje i piękne zdjęcia), trochę go przestraszyć (bo cudza głowa może kryć piekielne koszmary i przyznam, że ja się miejscami bałam), a niekiedy zostawić z wrażeniem zupełnego nieogarnięcia na twarzy (ale nie aż tak, żeby bez przerwy zastanawiać się: Co ten serial odpieprza?). Do worka zachwytów zdecydowanie można dorzucić Dana Stevensa w głównej roli, bo wypada naprawdę rewelacyjnie. Dla tych, którzy kojarzyli go dotychczas głównie jako ciepłokluchego Matthew z Downton Abbey, oglądanie go w roli oderwanego od rzeczywistości wariata z mętnym wzrokiem będzie niemałym zaskoczeniem.

legion recenzja syd rachel keller

Jeśli jednak oczekujecie, że Legion będzie ściśle związany z komiksowym pierwowzorem albo chcecie wyłapywać eastereggi z nawiązaniami do filmów, proponuję nieco ostudzić emocje. Z początku nie widać tego aż tak wyraźne, ale w pewnym momencie nie trudno się zorientować, że serial rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości. Można to łatwo poznać po stylistyce, bo choć świat Legiona pozostaje na naszym współczesnym (a nawet nieco futurystycznym) poziomie zaawansowania technologicznego, wizualnie zatrzymał się w okolicach lat sześćdziesiątych, co widać w strojach bohaterów, ich fryzurach, architekturze i wnętrzach. Daje to naprawdę ciekawy efekt, zwłaszcza, jeśli zauważymy, że bohaterowie posługują się totalnie analogowym sprzętem (typu magnetofon szpulowy) w sposób zupełnie współczesny, przeprowadzając skomplikowane pomiary i badania neurologiczne za pomocą dwóch guzików i jednej skali ze strzałką (mój absolutny faworyt to automat do kawy, który wypluwa szklanki na drucianym podajniku).

Przyznam, że to zupełne oderwanie serialu od uniwersum X-men jest trochę zastanawiające, bo dla mnie historia mutantów zawsze była związana z problemem prześladowania i niezrozumieniem przez resztę świata. Tutaj dopiero dostajemy lekki zarys konfliktu, jednak niewiele o nim wiadomo, tak samo jak o grupie mutantów, którzy Davida przyjmują w swoje szeregi. Ci wyraźnie mają służyć za jakiś substytut X-men, włączając w to nawet postać dobrotliwego mentora. Oczywiście nie jest powiedziane, że Legion nie przypomni sobie w pewnym momencie o oryginalnym koncepcie mutantów. A jeśli twórcy zdecydują się odwołać do komiksowego originu Davida i wprowadzić wzmiankę o Xavierze jako jego biologicznym ojcu, może to sprowadzić produkcję na zupełnie inne tory.

legion recenzja dan stevens

Po trzech odcinkach mogę śmiało powiedzieć, że twórcy mają oryginalny pomysł osadzony w bardzo konkretnej estetyce, co wygląda świetnie i ja ten pomysł totalnie kupuję. Jednakże nie da się w nieskończoność zachwycać rozwiązaniami wizualnymi i Danem Stevensem w głównej roli, dlatego dla mnie nadszedł już ten moment, w którym serial powinien określić, do czego właściwie zmierza, bo w tej kwestii fabuła wciąż jest niejasna.  Dlatego na chwilę obecną Legion dostaje ode mnie mocny kredyt zaufania i z niecierpliwością czekam na dalsze odcinki.

Pierwszy odcinek Legiona będziecie mogli obejrzeć już 9 lutego o 22.00 na kanale FOX.

Podobne posty