Serialowe nowości września – YAY or NAY? „Scream Queens”, „The Grinder”, „Quantico”

6 października 2015
 Okres jesienny przeznaczam jak zwykle na poznawanie serialowych nowości. Co więcej, już zawsze będę wspominać ten okres z nostalgią, ponieważ rok temu to właśnie zalew premier i brak miejsca, w którym mogłabym podzielić się moimi odczuciami na temat tychże (bardzo chciałam komuś opowiedzieć o tym jak genialne jest The Affair, co teraz brzmi śmiesznie zważywszy na to, że przestałam serial oglądać po trzech odcinkach) przywiódł mnie do decyzji o założeniu bloga. Tak jest moi drodzy, Catus Geekus skończył rok. Jak ten czas leci.

Oczywiście nie mam zamiaru katować się wszystkimi serialowymi premierami, bo jak donoszą media, tegoroczny wrzesień pod względem nowośći do udanych nie należał. Wysupłanie czegoś ciekawego z zalewu premierowej szmiry, jaka nas zalała w ostatnich tygodniach, było nie lada wyzwaniem i szczerze mówiąc, wydaje mi się, że mu nie podołałam, bo żadnej nowości, którą obejrzałam nie można nazwać wybitną, a jedyne znośne pozycje trafiły na moją listę z braku laku, a nie z prawdziwej potrzeby obcowania z danym „pożal się Boże” dziełem. W związku z tym na chwilę obecną do dalszego testowania zostawiam sobie dwa tytuły, jeden wylatuje. Oto krótkie zestawienie:

Scream Queens – NAY!

Srceams
Screams Queens były jedynym nowym serialem tego sezonu, którym byłam autentycznie zainteresowana, tym bardziej jest mi smutno, że jego otwarcie okazało się być tak sromotną porażką. A było tak: po zakończeniu Glee Ryan Murphy wziął pod pachę Leę Michele, wyniósł ją na plan swojej najnowszej produkcji i ogłosił, że da nam pastisz młodzieżowych horrorów w stylu Krzyku. I rzeczywiście istniała szansa, że coś w tym rodzaju dostaniemy – akcja kręci się wokół uniwersyteckiego stowarzyszenia Kappa, na czele którego stoi okrutnie zimna i suczo bezwględna Chanel – jak zwykle w takich produkcjach obrzydliwie bogata i pozbawona skrupułów. Jamie Lee Curtis gra tutaj panią dziekan i działalność Kappy jest jest wybitnie nie w smak, dlatego pod groźbą rozwiązania stowarzyszenia, nakazuje Chanel przyjmować do niego przypadkowe osoby, a wśród nich niewinną i słodziutką Grace, tak jakby główną bohaterkę serialu. W międzyczasie zamaskowany diabeł zaczyna mordować bohaterów. I owszem, produkcja wywiązuje się z niektórych zobowiązań – jest krwawo i bohaterki piszczą, jak nakazuje tytuł. Ale jednocześnie ten serial jest tak bezdennie głupi, że chociaż pilot był dwuczęściowy, nie byłam w stanie dobrnąć do drugiego odcinka.

Co poszło nie tak? Przede wszystkim nieumiejętne połączenie konwencji. Miał być horror, a nie jest strasznie. Miała być komedia, a nie jest śmiesznie. Całość składa się z masy urywanych scen, jakby wszystko sklejali montażyści na pierwszym roku studiów. Trudno nawet stwierdzić, czy serial ma jakąś fabułę, bo jeśli jest nią tajemnica tożsamości mordercy w masce diabła, to twórcy postarali się, aby ten wątek nas w ogóle nie obchodził. Postaci są irytujące i koślawo odrysowane od tekturowego szablonu; trudną z jakąkolwiek sympatyzować, więc kolejne śmierci nas nie ruszają. A teoretyczny humor, z założenia absurdalny, jest tak skrajnie przerysowany, że irytuje zamiast śmieszyć (Murphy ma jakąś dziwną tendencję do śmiania się z osób niepełnosprawnych – w Glee mieliśmy bohaterki z zespołem Downa i Aspargera, tutaj mamy przygłuchą psychofankę Taylor Swift. …serio?). A co gorsza, przez cały czas ma się poczucie głębokiej i nieodpartej żenady z powodu tego, że ktoś to puścił do telewizji. Poza tym jest nudno – a tego już nic nie usprawiedliwia.

The Grinder – Yay?

Buzzfeed_0

W moim sercu wciąż zieje pustka po Parks & Recreation i liczyłam na to, że The Grinder choć trochę ją wypełni. Zwłaszcza, że Rob Lowe praktycznie powtarza tu rolę Chrisa Traegera i kolejny raz wciela się w bohatera całkowicie oderwanego od rzeczywistości – w Parkach grał niepoprawnego opymistę zakręconego na punkcie zdrowego trybu życia, tutaj zaś jest aktorem, którego serial został właśnie zdjęty z anteny i który nie wie, co dalej począć ze swoim życiem. W związku z tym, że wcześniej przez osiem lat wcielał się w prawnika na ekranie, główny bohater dochodzi do wniosku, że najlepszą ścieżką kariery będzie dla niego adwokatura właśnie, w końcu podstawy już zna. A fakt iż jego brat już jest prawdziwym prawnikiem stanowi kolejną sprzyjającą okoliczność.

Na chwilę obecną zachwycanie się The Grinder byłoby pochwałą na wyrost, ale nie powiem – pierwszy odcinek ogląda się całkiem przyjemnie. Fakt, trzeba było wepchnąć w niego sporą dawkę ekspozycji, przez co akcja pędzi do przodu dość szybko, tak że zanim się obejrzymy już oglądamy napisy końcowe, ale wyczuwam tutaj duży potencjał. Jeśli twórcy rozegrają to dobrze, serial może być całkiem zgrabną parodią całego gatunku sądowych procedurali, a ścieranie się dwóch zupełnie różnych braci (ten ustatkowany żyje wiecznie w cieniu tego sławnego, temu drugiemu z kolei wyraźnie brakuje jakiejś życiowej kotwicy) może być źródłem całkiem niezłych gagów. Z pewnością dostaniemy tu dużo scen, w których główny bohater będzie odwoływał się do swojego fikcyjnego wyobrażenia o pracy prawnika i konfrontował je z rzeczywistością. Przyznam, że przy pierwszym odcinku bawiłam się całkiem dobrze. Pozostaje mieć nadzieję, że później będzie tylko lepiej. Jako ciekawostkę dodam, że rolę brata głównego bohatera gra Fred Savage, czyli Kevin z kultowych Cudownych Lat.

Quantico – YAY!

1200.2x1

Ostatni serial sprawił mi na razie najwięcej frajdy. Bo jak na produkcję rozrywkową ze stajni ABC przystało, jest cudownie odmóżdżający. Na dodatek wygląda jak połączenie Homeland z jakąś młodzieżową produkcja – opowiada o grupie młodych ludzi, którzy zaczynają szkolenie w najbardziej prestiżowej akademii FBI. Ale to dopiero pierwsza linia czasowa – druga przenosi nas jakiś czas w przyszłość, do zamachu terrorystycznego, zorganizowanego, jak się okazuje, przez jednego z nowych kadetów jednostki.

Przyznam, że zaczyna się całkiem zgrabnie – poznajemy po kolei bohaterów, dostajemy na tacy szkice relacji, jakie będą się pomiędzy nimi rozwijać w następnych odcinach i już wiemy, że sielska atmosfera pierwszych dni szkolenia zamieni się wkrótce w pożogę zamachu. Główna bohaterka robi sympatyczne wrażenie, choć może trafniej byłoby stwierdzić, że po prostu przyjemnie się na nią patrzy, bo wizualnie cieszy oko, a cała reszta postaci reprezentuje rozmaite typy, jakie zawsze muszą się znaleźć w serialowej, niedopasowanej grupie – jest przystojniak, jest lalunia, znajdzie się i miejsce dla cwaniaczka oraz geja. Przyznam, że temat pierwszego odcinka był całkiem ciekawy – bohaterowie mieli za zadanie znaleźć na siebie „haki” i odkryć swoje najskrytsze tajemnice. Ale potem fabule puszczają hamulce i wciąga nas totalny Shondaland. Tylko że widzicie, to nawet nie jest serial pisany przez Shondę. Co nie znaczy, że nie uświadczymy tu typowego dla niej morza ludzkiego dramatu, nagłych twistów, dziur fabularnych i niespójności (w stylu bohaterki budzącej się po zamachu na środku wysadzonego budynku bez jakiegokolwiek zadrapania). No i ABC chyba chce zrobić tradycję z wsadzania dwójki bohaterów do łóżka w pierwszych minutach premierowego odcinka, tylko po to aby później przedstawić ich sobie ponownie, już na zawodowej stopie (może zakładają, że nikt już nie pamięta jak zaczęli się Chirurdzy). Niemniej jednak Quantico jeszcze ze mną zostanie na jakiś czas, ponieważ lekarz zaleca mi oglądanie jednego guilty pleasure w sezonie, dla higieny psychicznej (A guilty pleasure a season keeps the balance of your reason).

Podobne posty