Sherlock „The Six Thatchers” – recenzja

2 stycznia 2017

Wczorajszy powrót „Sherlocka” kazał mi wysilić szare komórki i przypomnieć sobie, co ja tak właściwie lubiłam w tym serialu wcześniej. Bo niestety otwarcie czwartego sezonu strasznie mnie rozczarowało.

The Six Thatchers bardzo szybko radzi sobie z domknięciem wątków z poprzedniego sezonu. Sprawa Sherlocka strzelającego do Magnussena zostaje zamieciona pod dywan. W całkiem zabawnym montażu szaleńczej jazdy do szpitala Watsonowie zostają rodzicami małej Rosamund. Wszystko wydaje się zamieniać w spokojną rodzinną sielankę – mamy tu nawet scenę, w której Homes zajmuje się małym dzieckiem, próbując je racjonalnie przekonać do komunikowania się z dorosłymi. Classy Sherlock. Jedyną otwartą kwestią pozostaje ta najbardziej nas paląca – Moriarty wrócił, więc Holmes chce być gotowy na ponowne uderzenie swojego arcywroga. Dlatego rzuca się w wir nowych spraw, rozwiązując każdą w pięć minut, nawet bez wstawania z fotela. Wszystkie powyższe sceny zostają nam zaserwowane w iście wyścigowym tempie.

Sam początek tytułowej zagadki był jeszcze tym momentem, kiedy twórcy mogli liczyć na moją pełną uwagę. Odpowiedź na pytanie jak zginął syn jednego z brytyjskich polityków jest okrutnie przewrotna, a przy tym strasznie pomysłowa – na miejscu rodziców denata, po usłyszeniu takiego rozwiązana, wyłabym przez tydzień w sufit, obgryzając kant stołu. Szkoda tylko, że poznajemy ją w jakiejś jednej piątej odcinka i to właściwie ostatni moment, kiedy można uznać, że fabuła sili się na jakąkolwiek błyskotliwość.

Sherlock the six thatchers dziecko

Reszta intrygi jest o wiele bardziej toporna. Największa jej część wraca do przeszłości Mary jako agentki – okazuje się, że osobą atakująca posiadaczy popiersia Margaret Thatcher jest były członek komórki wywiadu, w której wcześniej walczyła obecna pani Watson. Człowiek, który – dodajmy – przez lata był uważany za zmarłego, ponieważ wszyscy członkowie zespołu poza Mary mieli zginąć podczas misji odbijania zakładników w Tbilisi.

Nie podobało mi się skoncentrowanie historii na Mary. Jej agenturalna przeszłość została już dość wyeksploatowana w poprzedniej serii. Wolałabym, aby reszta jej historii została pozostawiona domysłom. Bo rezultat śledztwa nie jest w żadnym stopniu spektakularny, a zagadka tego, co oznacza kryptonim A.G.R.A., czym jest AMMO i kto zakulisowo kierował zespołem Mary sześć lat temu, wprowadzając go w pułapkę, pasuje bardziej do sensacyjnego kina klasy B niż do koronkowych spraw, z którymi Sherlock mierzył się wcześniej. Nie powiedziałabym nawet, że jest to zagadka kryminalna. To po prostu jakieś tam mierne zakulisowe przepychanki na średnich szczeblach władzy, które obdarte z tajemnicy wypadają żałośnie przeciętnie.

Będę grymasić również na to, w co twórcy próbują tu wpisać Watsona. Romans, poważnie? To taka straszna klisza, że faceta, któremu właściwie nic już do szczęścia nie brakuje nagle zaczyna nęcić zakazany owoc. Nie mówiąc już o tym, że to do Watsona w ogóle to nie pasuje. Tym bardziej, że wcześniej nie dostajemy właściwie żadnej przesłanki, że jest on w jakiś sposób nieszczęśliwy. Jeśli można szukać jakiejkolwiek przyczyny oglądania się za obcą kobietą w autobusie, to upatrywałabym jej tylko w tym, że Sherlock trochę wyklucza go ze śledztwa, wybierając pomoc Mary i tym samym wpycha przyjaciela w pieluchy. Przy czym ze strony Watsona nie dostajemy nawet jednego krzywego spojrzenia, żadnej sugestii, że takie sceny mają mieć jakikolwiek inny wydźwięk poza komediowym. W kontekście smutnego finału odcinka zakładam, że romans (czy raczej jego namiastka, bo nie wydaje mi się, żeby znajomość z E. wyszła poza tęskne SMSy) ma jeszcze bardziej straumatyzować Watsona po stracie żony, podkręcając mu wyrzuty sumienia.

Sherlock the six thatchers dziecko

A skoro już o tym mowa to przejdźmy do gwoździa programu. Śmierć Mary nie była dla mnie żadnym zaskoczeniem. Wręcz dziwię się, że nastąpiła dopiero teraz, a nie w poprzednim sezonie. W sherlockowych kuluarach wszyscy domyślali się, że Mary w pewnym momencie zginie, bo taki los spotyka jej bohaterkę w oryginalnych opowiadaniach Doyle’a. Jedyną rzeczą, jaka mnie dziwi jest sposób, w jaki do tego dochodzi. Serio Mary? Taka mądra kobieta, z maleńkim dzieckiem w domu i tak bezmyślnie rzuca się zasłaniać Sherlocka przed strzałem? Ja wiem, że to wymarzona śmierć każdej fangirl, ale żadna matka tak by się nie zachowała. Miałam nadzieję, że twórcy w ogóle nie pójdą tą drogą, w końcu nie muszą się tak kurczowo trzymać oryginału. Uwielbiałam dynamikę, jaką Mary wprowadzała do relacji Watsona z Sherlockiem i to, że była jedną w niewielu osób, które ten drugi akceptował w swoim otoczeniu. Jednak dla twórców możliwość usunięcia jedynej godnej kobiety z równania była zbyt kusząca, choć przecież nie ma szans, żeby po tym wszystkim przyjaźń Watsona i Sherlocka wróciła do stanu sprzed dwóch sezonów. Czy Moffat i Gatiss mają na ten związek jakiś dobry pomysł? Oby mieli.

Wracając jednak do sceny śmierci Mary, jest jeszcze jedna rzecz, która mi w niej nie grała. Może po prostu zapomniałam, jak to wyglądało poprzednich odcinkach, ale w tym wyraźnie odczułam, że aktorzy przeszarżowali w swojej grze. Sherlock zawsze balansował na granicy komedii z elementami dramatycznymi, ale tym razem tempo narzucone przez scenarzystów (doprawdy, ilość szybkich montaży, w których niektóre ujęcia trwają dosłownie pięć sekund w tym odcinku przekroczyła wszelkie normy. Jakby bali się, że nie zdążą na ten wielki finał z twistem) i, co za tym idzie, jakaś taka przegięta maniera aktorów sprawiły, że nie byłam w stanie porządnie przeżyć odejścia Mary. Oglądając tę scenę myślałam tylko o tym, że zawalono takie proste elementy, jak chociażby dynamika czy długość ujęć – banały, które jednak sprawiają, że scena nie ma możliwości odpowiednio wybrzmieć. A przy tym była do bólu sztampowa. Mały ekran widział już tysiące takich śmierci.

Sherlock sezon 4 the six thatchers

Podsumowując – owszem jestem rozczarowana. The Six Thatchers wydaje się być jak filler, którego jedynym celem było zszokowanie widza i usunięcie zbędnej scenarzystom postaci. Brakuje w nim porządnej, kryminalnej zagadki. Czy twórcy tak bardzo chcieli przejść do historii z bohaterem granym przez Toby’ego Jonesa, że pierwszy odcinek serii napisali na kolanie? Mam nadzieję, że zrekompensują nam to za tydzień, bo Jones w trailerach jest tak przerażająco krypny, że ma szansę okazać się przeciwnikiem Sherlocka na miarę Moriarty’ego

Sidenote: możliwość obejrzenia Sherlocka na BBC Brit w dniu premiery jest super. Trochę mniej super są półgodzinne reklamy w międzyczasie. Oh, the horror!

  • To ja dorzucę jeszcze swoje 3 grosze, bo ze wszystkim powyżej się zgadzam.
    Prócz tego nie płakałam, bo a) bardziej rozsmieszyly mnie dźwięki wydawane przez Johna (jakby się za przeproszeniem nie mógł wyprożnić. Dobrze ze lektor i tego nie tłumaczył ) B – Mystrade sie spotkali i patrzyłam na ich reakcje xD
    Prócz tego rzeczywiście wszystko szybciej (czuję sie jakbym już obejrzała ze 3 odcinki), a Sherlock jest taki… jak nie Sherlock. Te heheszki posyłane na prawo i lewo, to uczuciowość… gdzie nasz socjopata?
    Także też jestem z lekka zawiedziona, ale liczę na to, ze w ostatnim odcinku dowalą i pokażą, że ten pierwszy miał sens. Że to co nam się teraz wydaje głupie i bez sensu nabierze nowego znaczenia za tydzień lub dwa.
    Ps. Kogo obstawiasz na Sherrinforda? ^^

    • Obstawiać nie obstawiam, co najwyżej może mi się marzyć Hiddleston albo Ben Whishaw 😉

      • Swoją drogą, tak teraz myślę…
        Ta ostatnia scena u psychiatry… „Powtarzający się sen”. To może się tyczyć sceny z pielęgniarkami. ALE JEŚLI TO SIĘ TYCZY CAŁEGO TEGO ODCINKA?!
        Martha Oakiss

        • Scena z pielęgniarkami? Powtarzający się sen?
          Co?
          Chyba nie ogarniam.

          • Na koniec odcinka Sherlock jest u terapeuty. I mówi, że męczy go powtarzający się sen.
            Na zwiastunie 4 sezonu są te „niebieskie” kadry z pielęgniarkami, które idą gęsiego itd. I podejrzewam, że to może być sen. Ale z drugiej strony to właśnie ten pierwszy odcinek skończył się taką dziwną klamrą, jakby on cały był snem, o którym mówi Sherlock.

          • Aaa, ok. Jakoś przy Sherlocku nie mam jeszcze takiego fanowskiego odruchu analizowania każdego szczegółu, to mi to umknęło 😉

        • elle

          Ja od TAB się obawiam, że to się tyczy również całego 3. sezonu. Że Sherlie stojąc sobie na dachu i gadając z Moriartym odgadł jego plan, a sezon 3 i 4 to wizualizacja tego planu w pałacu myśli. Że w The Final Problem dostaniemy prawdziwe zakończenie odcinka szóstego, tzn. Sherlie załapie, że jeśli naprawdę się nie zabije, to nigdy nie uratuje przyjaciół, więc skoczy „skuteczniej”.

          • elle

            jasne, żartuję, ale w sumie nigdy nic nie wiadomo 🙂

      • elle

        No niech dadzą w tej roli Moffata :’DDD

  • Zgadzam się całkowicie. Ja sobie musiałam zrobić nawet przerwę w oglądaniu bo… się znudziłam i przewidziałam za szybko, co będzie. Rzeczywiście klasa B… ta gadanina przedśmierta Mary była tak kuriozalna — da się ją wytłumaczyć wyłącznie tym, że miała kamizelkę kuloodporną i (jak wielu bohaterów tej serii) sfingowała własną śmierć.

  • Ja mam z tym odcinkiem problem jeden, za to podstawowy: wydaje się nieprawdziwy. Nie wiem, co w nim jest realne, a co nie, bo są dziury fabularne, intryga jest naciągana, a bohaterowie zachowują się niezgodnie ze swoim charakterem i – no właśnie – przesadnie. Trochę się boję, że znowu czeka nas odkrycie, że widzieliśmy tylko jakąś fantazję w pałacu umysłu albo oficjalną rządową wersję, albo może historię z zaburzoną chronologią, a teraz przez dwa odcinki będziemy dociekać, jaka była prawda. Takie zabiegi są bardzo fajne, ale co za dużo, to niezdrowo. Nie kupuję ani romansu Johna, ani śmierci Mary, która jest tak schematyczna, jakby ją ktoś… wyreżyserował. Może sama Mary?

    Myślę, że z czasem – gdy poznamy całość 4 sezonu – ten odcinek zyska na wartości, ale na razie jest takie… meh.

    • Też mam takie odczucia – nie potrafię podejść do tego odcinka w pełni na poważnie, bo wszystkie zachowania bohaterów i gra aktorska są takie przeszarżowane. Jakby się oglądało opowieść na granicy sztampy. Strasznie ciężko to do mnie trafia.
      Ale znowu widzisz, jesteś kolejną osobą, która wspomina, że może w kontekście następnych odcinków ten pierwszy nabierze sensu. Ale czy w poprzednich sezonach tak było, że w kolejnych odcinkach rozwijali intrygę z wcześniejszych i coś, co było wcześniej niejasne później się wyjaśniało w tym samym sezonie? Może coś źle pamiętam, ale wydaje mi się, że wcześniej nie bawili się tak konstrukcją sezonu i nie wiązali ze sobą różnych odcinków.

      • Dlatego myślę, że widzieliśmy coś, co przynajmniej w części było nieprawdziwe. Może John wcale nie ma kochanki, może to była jakaś agentka, łączniczka posługująca się szyfrem? Może Mary zginęła, ale w zupełnie inny i mniej heroiczny sposób, o którym nie może wiedzieć nikt prócz głównych bohaterów?
        Myślę, że trochę się ci nasi twórcy bawili, zwłaszcza w 3 sezonie. Tam są najpierw dwa odcinki, które mają nas przekonać, jak urocza jest Mary, a dopiero w finale widzimy, co z niej za ziółko, więc zaczynamy się zastanawiać, co w tej postaci było prawdą, a co kłamstwem. Teraz jest trochę podobnie: znowu podaje się nam wyidealizowany obraz Mary, którą wszyscy kochają, choć na logikę powinni być chociaż trochę nieufni. Pytanie: po co?
        Inna sprawa, że sporo jest w tym serialu niewyjaśnionych wątków, które ciągną się od pierwszego sezonu, a plotka głosi, że mają zaprocentować właśnie teraz. Więc, no, czekamy.

        • Mogę zapytać, jakie wątki są niewyjaśnione od pierwszego sezonu? Nie jest aż tak sherlockowo lotna i nigdy go sobie nie powtarzałam 😉

          • No na przykład prawdziwa tożsamość Moriarty’ego. Teoretycznie mamy bohatera o tym nazwisku, który bardzo spektakularnie ginie, więc wszystko powinno być jasne. Ale w trzecim sezonie „Moriarty” wraca, a ponieważ człowiek z przestrzeloną głową nie powinien wstawać z grobu, pojawia się problem. Ale. Gdy obejrzeć ponownie wszystkie sezony, to widać, że pewne istotne wskazówki co do istoty sprawy można odnaleźć już w „Studium w różu”. Zatem wiele wskazuje na to, że gdzieś pod tymi pozornie oderwanymi od siebie odcinkami kryje się głębsza intryga.

  • Sherlock obiecał ochronić Mary i moim zdaniem ta śmierć jest mocno naciągana. W sensie, że nieprawdziwa. Nikt nie dzwoni po pogotowie, Mycroft wychodzi, a jedyne co robi doktor Watson – lekarz wojskowy, który ratował żołnierzy na polu walki – to uciskanie rany bez większego zaangażowania?!

  • Ja tylko chciałam zauważyć, że Gatiss umie sobie napisać ładne sceny :). I przesłuchanie Love i scena z lodówką były fajne, chyba najlepsze w całym odcinku :).

  • Patrycja K

    Szczerze powiedziawszy, myślę, że tego odcinka jeszcze nie można oceniać. Wiem, każdy z nich powinien być wartością samą w sobie, tak jak adaptacja książki również musi być samodzielnym filmem. Jednak w tej sytuacji… Cały odcinek ogląda się jak sen i mówię to poważnie. Dziwny, niespotykany wcześniej montaż, sceny zupełnie niepasujące do siebie, przewijający się wszędzie motyw wody, zamglone tło, szczególnie w scenach z małą Rosamund, Johnem i Mary. Niespotykane zachowania bohaterów, którzy wydają się zupełnie inni, niż byli wcześniej… Wszystko na to wskazuje. Nawet fakt, że twórcy zmienili rekwizyty, które pojawiały się we wszystkich poprzednich sezonach (m.in. obraz czaszki w głównym pokoju 221B Baker Street). Dodatkowo, wiele mówi scena śmierci Mary. Jest ona o tyle dziwna, że w HLV w poprzednim sezonie poświęcono dużo czasu, żeby wytłumaczyć nam, jak zachowuje się Sherlock po postrzale i dlaczego jest to takie ważne dla jego przeżycia. Było wyraźnie powiedziane, że ma 5 sekund świadomości, aż przejdzie w szok. Więc dlaczego Mary, która została postrzelona w dokładnie to samo miejsce co Sherlock, zachowała pełną świadomość? Dlaczego była w stanie wygłosić pożegnalną przemowę, a potem dramatycznie zwiesić głowę i umrzeć? Trzeba przyznać, coś tu nie gra.
    Gdyby pomiędzy sezonami zmniejszyła się oglądalność, zmalał budżet czy zmienili się główni twórcy, byłabym skłonna uznać to za okropną wtopę i tak samo, jak ty, być po prostu rozczarowana. Jednak ufam tym ludziom, którzy przez trzy sezony utrzymywali fenomenalny poziom i rozwijali te postaci tak, że wydawały się nam bliskie i prawdziwe. Mam do nich zaufanie i nadzieję, że w przyszłych odcinkach wszystko nabierze sensu, a ich zamiary nagle staną się czytelne. Trzymam kciuki, bo tak jak ty, uwielbiam ten serial, a TST… jest zupełnie inny niż się spodziewałam i rozczarowujący, bo bez kontekstu

  • Maria Mor

    John Watson był coraz bardziej nieszczęśliwy. Ale dostrzegłam to w szczegółach dopiero za drugim, trzecim ( 🙂 ) obejrzeniu odcinka (co też polecam uczynić, przewijając te nudniejsze fragmenty dotyczące przeszłości Mary 😀 ). Każda rozmowa Mary i Johna była sucha. Mary wygryzła Johna z rozwiązywania zagadek z Sherlockiem – John stał się „tym drugim” kompanem Sherlocka w tej materii. Czuł się coraz bardziej niepotrzebny (balonik – zwykle John gdzieś wychodził, nie wiedząc, że SH – nieświadomy jego nieobecności – będzie nadal z nim „konwersował” – wychodził, bo musiał załatwić jakieś swoje sprawy. Tym razem John specjalnie zawiesił balonik i poszedł rozwiązywać Sudoku z panią H. żeby się utwierdzić w tym, że jest właściwie niepotrzebny). Do tego Mary ciągle mu wypominała, że jest taki doskonały, i że tym samym to on utrudnia ich wspólne życie – że to on jest winny. Do tego dziecko i coraz mniej okazji do szczerej rozmowy z żoną, bo życie domowe kręci się wokół pieluch. Nie dziwię się, że był sfrustrowany. Żeby oderwać się od tej dołującej prozy życia wymienił kilka SMSów z rudą (która – jak wszyscy wiemy 🙂 – pojawiła się nie bez powodu). Polecam więc obejrzeć odcinek, skupiając się wyłącznie na relacji Johna i Mary i analizując sposób, w jaki się do siebie odnoszą.

    Podzielam Twoje zdanie, że tajemnica Mary powinna pozostać tajemnicą. W sezonie 3 lubiłam Mary, a w nowym odcinku wydała mi się strasznie irytująca. Do tego jeszcze fakt, że się wcinała w mój ukochany duet SH-JW, a nawet robiła z niego duet SH-MW. Sceny retrospekcji z Gruzji, wyprawa do Maroka (bodajże) losową trasą i inne sceny skupiające się na niej są dla mnie nudne i je po prostu przewijam. Wcześniejsze odcinki nigdy mnie nie nużyły, nawet po kilkakrotnym obejrzeniu. Ten zbliżył się niebezpiecznie do mnożących się na filmowo-serialowym rynku serialików sensacyjnych (choć przyznam, że scena walki w basenie i następna scena z misterem mokrego podkoszulka podobała mi się 😀 ).

    Na szczęście czekają nas jeszcze dwie odsłony. Mam nadzieję, że wszelkie wątki szpiegowskie zostały już zamknięte i że twórcy Sherlocka nie będą znów silić się na sceny akcji, a skoncentrują się na tym, co tygryski lubią najbardziej, czyli starym, dobrym Sherlocku 😉 Tabula rasa, po Mary mamy już posprzątane, czas przejść do rzeczy!

    PS) Coś mi śmierdzi ta scena z panią psycholog. Czemu wystrój gabinetu jest taki pokręcony? Czemu z pokoju do pokoju trzeba się turlać wąskimi szparami pod ścianami? Czemu ta sama terapeutka w S01E01 była skromnie uczesaną i „profesjonalnie” ubraną osobą, a teraz nagle poszła w stronę rasta/indie/boho i siedzi w raczej wyzywającej pozie? I czemu mówią o jakichś snach?

    Czuję, że szykuje się coś naprawdę GRUBEGO!

    Przepraszam, że zabieram tyle miejsca, ale nie mam swojego bloga, gdzie mogłabym podzielić się wszystkimi kotłującymi się myślami na temat sześciu pań Thatcher 😉

    Pozdrawiam!

    • Ależ proszę, ja bardzo lubię takie komentarze – lubię Sherlocka, ale nie siedzę w nim aż tak głęboko, żeby wyłapać wszystkie nawiązania i momenty, w których powinna mi się zapalić w głowie czerwona lampka. Słyszałam już wiele opinii, że spotkanie Johna akurat z tą kobietą nie jest przypadkowe i że podobno ta sama aktorka pojawiła się już w pierwszym sezonie. Prawdaż to?

      • Maria Mor

        Nie wiem, muszę to zgłębić!
        Wiem jedynie, że grała Ofelię w „Hamlecie” z Benedictem – ten brytyjski rynek filmowy jest jednak mały 😉

      • elle

        W pierwszym chyba nie, ale ma się pojawić jeszcze w czwartym (prawdopodobnie kolejny odcinek). To ta blondynka w czerwonej sukience, z którą Sherlock był filmowany (zdjęcia z tzw. „setlocka”). Nie wiem czy to przypadek, czy jest w tej postaci coś więcej.

    • Maria Mor

      Jeszcze jedna rzecz (mam wenę, bo właśnie obejrzałam trzeci raz 😀 )
      Scena śmierci Mary – śmiech na sali. Widząc grę aktorską Amandy Abbington (w sumie nie tylko w scenie śmierci, ale też np. w scenie w samolocie, jak się podszywała pod tę turystkę) po prostu zbierało mi się na śmiech. Przesada, patos, opera, beznadzieja. Za to reakcja Sherlocka (twarz w bezruchu, ale gdzieś tam widać smutek, gorycz i szklące się oczy) i Johna („legendarny” już na forach ryk – wg mnie świetna reakcja. Bo każdy ma prawo zareagować jak chce, na taką osobistą tragedię…) – świetne.

      Czekamy do niedzieli 🙂

  • elle

    Steven Moffat (zapytany o najlepszy/ulubiony odcinek): „Normally I answer ‚A Scandal In Belgravia,’ which I kind of think is the best thing I’ve ever written. But ‚The Final Problem’ might be edging ahead. Let’s see what you all think,” . Tzn., że jest szansa, iż zakończeniem tego sezonu będzie jeden z najlepszych odcinków, o ile nie najlepszy. Tylko czy na serio przebije „A Scandal in Belgravia” i The Reichenbach Fall”? (nadal nie wiem, który z tych dwóch lubię najbardziej:)

Podobne posty