Zastanówmy się nad tym jak filmy i seriale opowiadają o zdradach. Czy nie jest tak, że w większości przypadków ekranowy skok w bok ukierunkowuje widza na sympatyzowanie, bądź też usprawiedliwianie jednego z bohaterów? Kilka przykładów: Fatalne zauroczenie – Glenn Close jest psychopatką, rozgrzeszamy niewiernego Douglasa; Zaginiona dziewczyna – właściwie identyczna sytuacja; Kocha, lubi, szanuje – rutyna zabija związek, nic dziwnego, że Julianne Moore szuka szczęścia gdzie indziej; Tajemnica Brokeback Mountain – cóż niby mają robić żonaci homoseksualni kowboje sami w namiocie, rozumiemy i wspieramy. Plus cała masa komedii romantycznych, w których zdradą rozpoczyna się wyboista droga głównego bohatera/bohaterki ku prawdziwej miłości u boku osoby, której zazwyczaj wcześniej nie znosili.
Na tym tle The Affair jako opowieść o zakazanym uczuciu zaskakuje zupełnie nowym, świeżym podejściem. Odcinki (a wyszły na razie dwa) składają się z dwóch części, każda pozwala nam poznać wydarzenia z punktu widzenia innego głównego bohatera. Początek historii obserwujemy oczami Noah (Dominic West) – początkującego pisarza, męża (o tym, że w jego małżeństwie jest ok twórcy próbują nas przekonać pokazywaniem spontanicznego seksu) i ojca czwórki dzieci (które w uprawianiu spontanicznego seksu bynajmniej nie pomagają, ale oczekuję, że kulisy tytułowego romansu będą bardziej skomplikowane). Żeby nie było tak cukierkowo dodajmy, że Noah wżenił się w obrzydliwie bogatą rodzinę i teść (również pisarz, przy czym bardzo popularny i wzięty w Hollywoodzie) często uświadamia mu jak bardzo do niej nie pasuje. A syn robi paskudne kawały, ale ponieważ Noah jest takim fajnym gościem nie daje mu za to po tyłku. W drugiej części odcinka historię opowiada Alison (Ruth Wilson czyli Alice z Luthera – jednego z najlepszych seriali pod słońcem) – typowa dziewczyna z małego miasteczka. Wyjdź za chłopaka z sąsiedztwa – check, pracuj jako kelnerka – check, przeżyj ogromną tragedię, która złamie twoje życie – check.
Noah z rodziną przyjeżdża na wakacje do nadmorskiego miasteczka, stołują się w knajpie, w której pracuje Alison i BAM tak zaczyna się romans.
W tym momencie wróćmy do początku. Skoro wiemy, że będzie zdrada, zaczynamy szukać przesłanek, które pomogą nam zdecydować, który z bohaterów będzie grał tego „dobrego” (który z pewnością się opierał i tak na prawdę nie chciał zdradzić, a jeśli to tylko dlatego, że się zakochał) , a który tego „złego” (który wodził na pokuszenie i działał z pełną premedytacją, za nic mając swój dotychczasowy związek). Więc oglądamy i po pierwszej połowie odcinka mamy wyrobiony pogląd na sprawę, wydaliśmy wyrok i już wiemy kto tu jest winny. A potem oglądamy drugą połowę i zostajemy z mętlikiem w głowie, szczęką na podłodze i okrzykiem na ustach: „dajcie mi więcej”!
Kiedy przeczytałam, że The Affair przedstawia cała historię z punktu widzenia dwóch różnych osób, byłam przekonana, że na przykład, jeśli Noah widzi wypadek samochodowy, to Alison chwilę wcześniej rozmawiała z kierowcą i to przez nią wsiadł do samochodu wzburzony. Naturalnie taki schemat również się w serialu pojawia, jednak najlepsze w nim jest to, że pokazuje te same wydarzenia, ale zupełnie na opak – bohaterowie mają inne cechy charakteru, mówią różne rzeczy (w jednej wersji kluczową kwestię wypowiada Noah, w innej Alison), wyglądają inaczej (w wersji Noah Alison ma zawsze rozpuszczone włosy i wygląda bardzo seksownie, w swojej własnej je upina i wychodzi na skromnisię), kto inny prowokuje kontakt, nawet konkretne sceny przebiegają inaczej, tak więc różnice wcale nie są subtelne. Równie dobrze można uznać, że śledzimy historię nie jednej pary ale dwóch. I w gruncie rzeczy wychodzi na to, że oglądamy dwa razy to samo, ale nie ma mowy o nudzie – napiętą atmosferę można nożem kroić. I niech pikanterii doda jeszcze fakt, że pierwszoosobowa narracja wynika z tego, że Noah i Alison snują swoją opowieść w czasie policyjnego przesłuchania, możemy więc być pewni, że całość nieuchronnie zmierza ku zbrodni.
Na początku każdego sezonu serialowego oglądam większość nowości i już po pilotach odsiewam te, których na pewno nie będę dalej oglądać. The Affair jak najbardziej zostaje i czuję, że to może być najlepsza pozycja w tym roku. Tak więc generalnie – polecanko.
Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że Westa widziałam kilka dni temu w 300 na Polsacie. Właśnie dla takich momentów oglądam filmy – kiedy porównuję sobie takiego Noah i Therona i myślę „ja piernicze, to nie może być ten sam aktor!”