Pożegnanie z prokuratorem – seria o Teodorze Szackim

26 października 2014

Moja znajomość z prozą Zygmunta Miłoszewskiego rozpoczęła się, kiedy tylko audiobook mógł mnie uratować od nieuchronnej śmierci z nudów na cotygodniowej trasie dom-studia. „Bezcennego” wybrałam właściwie w ciemno – miało być na tyle ciekawie, żeby przykuć uwagę, ale jednocześnie na tyle lekko żebym wciąż mogła zachować przytomność umysłu i nie władować się w dupę ciężarówce przede mną. Głos Andrzeja Chyry towarzyszył mi w samochodzie przez miesiąc (do dziś zastanawiam się czy ktoś przesłuchuje takie nagranie w ramach korekty, bo Chyrze kilka razy zdarzyło się zakrztusić, zachrypieć, mruknąć „przepraszam” i wrócić do czytania) i w końcu słuchanie zakończyłam z przeświadczeniem, że Miłoszewski całkiem dobrym pisarzem jest, więc warto sprawdzić co też innego popełnił.
Miłoszewski znany jest głównie z kryminalnej serii o prokuratorze Szackim, w której skład wchodzą „Uwikłanie”, „Ziarno prawdy” i wydana właśnie konkluzja trylogii, czyli „Gniew”. Główny bohater to siwy przystojniaczek przed czterdziestką (pomiędzy pierwszą a ostatnią częścią upływa bodajże 7 lat), gwiazdeczka stołecznej prokuratury z łbem nie od parady, zdolnością dedukcji młodego Poirota i elegancką prezencją Bonda. A przy tym człowiek, z silną potrzebą egzekwowania sprawiedliwości społecznej i niską tolerancją dla braku szacunku wobec sprawowanego przez siebie urzędu. Mimo tych wszystkich cech, które czynią z Szackiego niemal modelowego protagonistę powieści kryminalnej, mnie osobiście trudno było zapałać do niego sympatią. Jednocześnie jestem przekonana, że sam autor nie chciał abyśmy Szackiego polubili ponieważ, obdarzył go chroniczną przypadłością literackich mężczyzn – totalnym antytalentem do pozostawania w trwałym związku. Szackiemu, jak Bondowi, w każdej części towarzyszy inna kobieta (a często nawet kilka) i żadna z tych znajomości nie ma szans na dłuższą kontynuację (ponieważ bohater niszczy je na własne życzenie).
Cechą charakterystyczną każdej części jest zmiana otoczenia – akcja pierwszej toczy się w Warszawie, po czym autor rzuca Szackim do Sandomierza a na końcu do Olsztyna, przy czym miasto jako tło wydarzeń zawsze spełnia ważną rolę w konstrukcji całej powieści. Trzeba Miłoszewskiemu przyznać, że bardzo dobrze odrobił zadanie domowe z topografii terenu i wiedzy o regionie (z tego co wiem specjalnie spędził jakiś czas w każdym z miast, aby jeszcze lepiej przenieść je na karty powieści), bo miasta w jego książkach wypadają bardzo wiarygodnie i realistycznie, trochę gorzej jest jednak z atmosferą, którą autor próbuje za ich pomocą budować – kiedy już któryś raz narrator wali cię w twarz stwierdzeniem, że Sandomierz jest prowincjonalny, a jego mieszkańcy zupełnie inni od warszawiaków, albo że Olsztyn to miasto brzydkie i nieprzyjemne w użytkowaniu to każda kolejna wzmianka o kontraście pomiędzy poniemiecką zabudową i nowoczesnymi biurowcami zaczyna cię doprowadzać do szału. Po za tym, tak naprawdę trzeba tutaj uwierzyć autorowi na słowo, bo ta usilnie wmawiana czytelnikowi atmosfera miasta jest w książkach słabo wyczuwalna.
Ciekawą rzeczą jest, że Miłoszewski za każdym razem zaplata intrygę wokół innego zjawiska bądź problemu społecznego. W „Uwikłaniu” są to niekonwencjonalne terapie psychologiczne, w „Ziarnie prawdy” antysemityzm i prześladowanie żydów, a w „Gniewie” przemoc domowa. Fabułę zawsze rozpoczyna, zgodnie z klasycznymi wymaganiami gatunku, pojawienie się denata, później zaś na scenę wkracza Szacki i zaczyna rozgryzać sprawę. Należy oddać autorowi sprawiedliwość i przyznać, że kreowanie kryminalnych zagadek jest jego mocną stroną (co widać również w „Bezcennym”). Różnie za to bywa z tempem akcji – z początku często musiałam się zmuszać żeby ciągnąć czytanie, dopiero mniej więcej od ¾ książki akcja przyspieszała i naprawdę trudno było się od niej oderwać. I chociaż w powieściach pełno typowo kryminalnych schematów (wszechobecne powiązania rodzinne, albo dręczące bohatera przeczucie, że „chyba przegapił coś ważnego” – irytujące szczególnie w drugiej części) to całą serię czyta się niezwykle przyjemnie, a każda następna część jest lepsza od poprzedniej. Autor ma talent do opisywania codziennych wewnętrznych rozterek w bardzo zabawny i ciekawy sposób – kilka razy złapałam się myśli, że „chciałabym umieć tak pisać”, co w moim przypadku jest chyba najlepszą recenzją.
Niestety samo zakończenie serii rozczarowuje. Trudno pozbyć się wrażenia, że autor nie miał dobrego pomysłu jak to wszystko zgrabnie zamknąć – niby to zakończenie otwarte, ale poprzedzone tak niezrozumiałym ciągiem zdarzeń, że nie da się go uznać za udane. W kontekście ostatnich wywiadów Miłoszewskiego wcale mnie to nie dziwi – autor od dłuższego czasu powtarzał, że kończy z kryminałami i chce skupić się na pisaniu książek podobnych do „Bezcennego” – thrillerów z dużą dozą przygodówki i tylko delikatnymi elementami kryminału. I mnie takie rozwiązanie jak najbardziej odpowiada, bo „Bezcenny” jest nadal jego najbardziej udaną powieścią.
Po za osobą głównego bohatera i jego rodziną seria o Teodorze Szackim nie jest wewnętrznie powiązana, więc można spokojnie wybrać którąkolwiek część. Jeśli miałabym polecić tylko jedną, to pewnie wybrałabym „Ziarno prawdy”, za niezwykle ciekawe i nie jednowymiarowe przedstawienie antysemityzmu (więcej o tym pisałam tutaj), chociaż „Gniew” za podejście do problemu przemocy domowej (i samokrytykę Szackiego po tym jak olewa problem maltretowanej kobiety) również zasługuje na uwagę.
Z ciekawostek dodam, że dwie pierwsze części cyklu doczekały się ekranizacji. Pierwszą podobno zmasakrowano za przeniesienie akcji do Krakowa i zamianę Szackiego na Maję Ostaszewską, druga będzie miała premierę w styczniu przyszłego roku. Niestety już na sam wstęp film ma u mnie wielki minus za obsadzenie w roli Szackiego Roberta Więckiewicza – i tutaj pada retoryczne pytanie hulające po eterze od lat: „Serio nie ma w Polsce innych aktorów?!”. Szacki jest na tyle charakterystyczną z wyglądu postacią, że twórcy powinni byli zadać sobie trochę trudu i wybrać kogoś bez znanego nazwiska, ale bardziej pasującego do roli. Najwyraźniej jednak uznali, że twarz Więckiewicza będzie lepsza niż jakakolwiek kampania reklamowa, ponieważ gdybym sama nie szukała, to o filmie nie dowiedziałabym się nic – a premiera za niecałe 3 miesiące.

Podobne posty