Suknia i trykot, czyli o nowym „Kopciuszku” Disney’a

20 marca 2015
Przyznam, że tym razem dałam się złapać w pułapkę własnych oczekiwań. Na fali popularności kinowego retellingu klasycznych baśni pozwoliłam sobie wierzyć, że każda nowa opowieść o Kopciuszku czy innych księżniczkach, będzie od teraz posiadać dodatkową warstwę treści dostrzegalną jedynie dla dorosłego widza. Tymczasem najnowszy Kopciuszek Kennetha Brannaghta jest wizualnie zachwycającą i brawurowo zrealizowaną baśnią, ale wciąż jest to baśń głównie dla dzieci.

Maleficent mi się nie podobała. Uważałam ją wręcz za najbardziej przereklamowany film zeszłego roku. Ale wydawało mi się, że wyznaczyła pewien kurs, w który będzie od tego czasu szła moda Disneya na rebootowanie własnych bajek, czyli przedstawianie ich z perspektywy innego bohatera albo dopisywanie do nich nowych treści, tak żeby całość mogła być też atrakcyjna dla nieco starszego widza. Wszystko rozbiło się o to, że Kopciuszek taki nie był. I tak właśnie kończy się rojenie sobie oczekiwań co do produkcji wielkich wytwórni. Ja wiem, że jestem sama sobie winna. Mea culpa.

Nie znaczy to jednak, że nowy Kopciuszek jest złym filmem. Jest filmem absolutnie cudownym i gdybym tylko miała własne dzieci bez zastanowienia brałabym je ze sobą do kina. Twórcy zrezygnowali tym razem z silenia się na zbytnią oryginalności i nie ingerowali w historię znaną już z disnejowskiej animacji. Jednocześnie w nowym filmie nie chodziło o to, aby do wersji aktorskiej przenieść klatka po klatce animowany oryginał.Lily James is Cinderella and Cate Blanchett is the Stepmother in Disney's live-action feature CINDERELLA which brings to life the timeless images from Disney's 1950 animated masterpiece as fully-realized characters in a visually dazzling spectacle for a whole new generation.
Film zgrabnie radzi sobie z kwestiami, które w poprzedniej wersji irytowały kiedy się ją oglądało, dajmy na to po przekroczeniu 10 roku życia. Mianowicie, Książę nie jest już fetyszystą stóp, który nie potrafi ukochanego Kopciuszka rozpoznać po twarzy, tylko po tym cholernym pantofelku. W ogóle postać Księcia została nieco bardziej rozbudowana i dodano jej poboczne motywacje, takie jak problemy ze stabilnością królestwa i chorobę ojca (wyszła z tego bardzo ładna i smutna scena, bo w filmach dla dzieci rzadko kiedy dostajemy łzy dorosłego mężczyzny, tutaj zaś zgrabnie podkreślały miłość syna do ojca). Dodatkowo pozbyto się tego wrednego insta love, które zawsze doprowadza mnie do szału, nie ważne czy to bajka dla dzieci, czy film dla dorosłych. W filmie bohaterowie kilkakrotnie zaznaczają, że ważne jest aby najpierw poznać wybranka swojego serca, a potem dopiero rzucać w niego serduszkami. Co więcej przy pierwszym spotkaniu Kopciuszek nie wie, że właśnie spotkała Księcia (czy tam Tycia – ale słabe to było tłumaczenie, ech…), dlatego trudno ją oskarżać (czego nie dało się uniknąć w wersji oryginalnej) o latanie za tytułami. Jedynym błędem, którego nie poprawiono jest dla mnie nielogiczność samych pantofelków – czy nie powinny były zniknąć wraz z resztą czaru? Pełnią bardzo ważną rolę w fabule, fakt, ale nie rozumiem dlaczego żaden z twórców nie wpadł wcześniej na to, że technicznie nie powinny były przetrwać północy. Nie daje mi to spokoju.

Za każdym razem kiedy powstaje nowa opowieść o Kopciuszku, wszyscy zastanawiają się jak scenarzyści podejdą do charakteru tytułowej bohaterki. Stawianie małym dziewczynkom za wzór postaci uległej, pokornej i nie walczącej o własne prawa niekoniecznie jest wzorem kobiecości, który obecnie chce się promować. Tutaj dodano Kopciuszkowi motto wpojone jej przez matkę (btw – graną przez Hayley Atwell z Agentki Carter) „Bądź dobra i odważna” i wyraźnie widać, że słowa te pomagają jej za każdym razem kiedy spotyka ją coś złego ze strony macochy i przyrodnich sióstr. Z resztą, w wykonaniu Lily James Kopciuszkowi naprawdę daleko od bycia popychadłem. Ma dziewczyna w spojrzeniu coś takiego silnego, co każe spojrzeć na jej bohaterkę z trochę innej strony. Choć może to te ciemne oczy (seriously, kiedy ostatni raz widzieliście bohaterkę baśni bez niebieskich oczu?) albo grube brwi. Tak, zdecydowanie brwi.
frases-pelicula-cenicienta-5
Film próbował też dopisać wiarygodne motywy postaci macochy, tak żeby nie była kolejną disnejowską wredą, które rodzą się na wyspie czarnych charakterów i z pierwszym oddechem wchłaniają całe zło tego świata, aby podawać je dalej. Jest tutaj wiele scen, które podejmują się wytłumaczenia dlaczego zła macocha jest zła. Nigdy nie dostajemy całej historii, możemy się jej tylko domyślać i przyznam, że mam mały problem z jednoznacznym określeniem co w życiu macochy właściwie poszło nie tak (zakładam po prostu zwykły brak szczęścia i zazdrość o farta innych), ale doceniam wyraźny wysiłek twórców, jaki włożyli w rozwijanie tej postaci.

Pod względem aktorstwa chyba nikogo nie zdziwi, że najjaśniejszym punktem całej produkcji jest Cate Blanchett. Cate kradnie absolutnie każdą scenę, w której się pojawia. I nie chodzi tylko o to, że dostała się jej rola, z której najłatwiej jest coś wyciągnąć (nie odnosicie też wrażenia, że czarne charaktery są zazwyczaj najlepiej napisanymi i najciekawszymi postaciami?), bo Stellan Skarsgård też jest tutaj postacią negatywną, a nie pokazał na ekranie niczego szczególnego. Tymczasem ilekroć ogląda się Blanchett, widać w jej grze coś takiego soczystego, jakby za punkt honoru przyjęła sobie wyciśnięcie z tej roli wszystkiego co się da. Lily James i Richard Madden w swoich rolach również wypadają dobrze, ale ani Kopciuszek ani Książe nie są jakimiś wielowymiarowymi postaciami, w których można się wspinać na wyżyny aktorstwa. Choć jeśli miałabym wybrać, które z nich podobało mi się bardziej, szala nieznacznie przechyliłaby się w kierunku Lily. Jednak zwalam to na brak brody. Tak, brak brody u Maddena to zbrodnia i ktoś powinien za to beknąć.

Lily James is Cinderella and Richard Madden is the Prince in Disney's live-action feature inspired by the classic fairy tale, CINDERELLA, which brings to life the timeless images from Disney's 1950 animated masterpiece as fully-realized characters in a visually dazzling spectacle for a whole new generation.

Najmocniejszą stroną całej produkcji jest bez wątpienia jej strona wizualna – Kopciuszek to chyba najbardziej dopracowany scenograficznie film jaki widziałam w ciągu ostatnich lat. Wszystko tu jest zachwycające, absolutnie wszystko – nasycone kolory, wystroje wnętrz, złota karoca, komputerowe zwierzątka. O strojach już nie wspominając – pół budżetu na CGI poszło chyba na suknię Kopciuszka i choć jej balowa fryzura nie bardzo mi się podobała, to za kieckę dałabym się pociąć. Dzięki niej otrzymaliśmy chyba najładniejszą scenę w całym filmie, a mianowicie pierwszy taniec. Jestem pewna, że wszystkie dziewczyny na widowni wyobrażały sobie w tym momencie obok Księcia siebie, bo to była właśnie tego rodzaju sekwencja, która miała nas przenieść do lat dziecięcych i do czasów, kiedy większość z nas marzyła o takiej sukni, takim księciu i swoim pierwszym tańcu. A ja dodatkowo nie mogłam wyjść z podziwu nad ilością tiuli, w której przyszło Kopciuszkowi tańczyć (na własnym ślubie miałam jedną warstwę tiulu, a i tak młody mąż suknię nadepnął, wybiliśmy się z rytmu, układ nam się zerwał i wszystko trafiło na taśmę). Jeśli zaś chodzi o męską garderobę, to mam dla was tylko jedno słowo – trykoty. To powinien być tytuł filmu: „Suknia i trykot”, ponieważ ilekroć któryś z tych elementów pojawiał się na ekranie, całkowicie rozpraszał moją uwagę. Zrozumcie – gacie Księcia i innych członków dworu były naprawdę niesamowicie obcisłe. Tak obcisłe, że ilekroć na ekranie migał mi w nich Richard Madden, słyszałam jego paniczne myśli „Kręcę film dla dzieci w najbardziej nieprzyzwoitym stroju jaki mi przyszło nosić. Nawet w Grze o Tron nie czułem się tak nagi”. Ale damska część widowni i tak była kostiumologom wdzięczna.

Jeśli mam do Kopciuszka jakiekolwiek zastrzeżenia, to wynikają one jedynie z moich wygórowanych oczekiwań. Nie wiem czemu założyłam, że nie będzie tak bardzo typową baśnią, jaką okazał się być. Ale z drugiej strony musze podkreślić, że film pod żadnym względem nie rozczarowuje – jest piękny, kolorowy i uroczo zagrany, więc jeśli macie młodsze rodzeństwo to nie widzę powodu żebyście nie mieli go razem zobaczyć. Jednak, gdybym miała zdradzić swoją ulubioną wersję Kopciuszka, pewnie wybrałabym Długo i szczęśliwie z Drew Barrymore.

Podobne posty