Ludzie i potwory – Anna Kańtoch „Łaska”

13 kwietnia 2016

W książkach, jak w życiu, zdarza mi się zabierać do rzeczy od dziwnej strony. Czego dowodem jest fakt, iż za twórczość Anny Kańtoch, jednej z najbardziej znanych polskich pisarek fantasy i pięciokrotnej laureatki Zajdla, zabrałam się od jej najnowszej książki, która przecież z fantastyką nie ma nic wspólnego. A może jednak?

Najnowsza powieść autorki, pierwsza opublikowana pod banderą wydawnictwa Czarne (które, jak wiadomo, wielbię niezmierzalną miłością, w związku z czym odmawiam przyznania, że jakakolwiek ich książka mogłaby zejść poniżej poziomu „dobrej”) to rasowy kryminał. „Rasowy” w takim rozumieniu, że garściami czerpie ze współczesnych nurtów gatunku: mamy tu niewiarygodną bohaterkę – jedynego świadka tajemniczej zbrodni z przeszłości, zimową, nieprzyjazną aurę znad dalekich fiordów i akcję zamkniętą w mikrokosmosie małego miasteczka.

W departamencie tajemnic (wink, winkŁaska radzi sobie najlepiej, przeplatając ze sobą dwie płaszczyzny czasowe. W roku 1955 główna bohaterka jako sześcioletnia dziewczynka, na tydzień ginie bez wieści w lesie. Kiedy w końcu zostaje odnaleziona, pokryta jest warstwą zaschniętej krwi i nie potrafi powiedzieć, co działo się z nią przez cały ten czas – jak przeżyła? Kto się nią zajmował? W 1985 roku dorosła już Maria pracuje jako nauczycielka w pobliskiej szkole i tłumiona przez lata trauma z dzieciństwa daje o sobie znać, gdy w miasteczku zaczyna grasować seryjny morderca, a jego ofiarami zostają kolejne czternastoletnie dzieciaki. To, co lata wcześniej przydarzyło się Marii, a raczej to, czego bohaterka nie jest w stanie sobie przypomnieć o tamtych dniach w środku lasu, okazuje się być kluczem do rozwiązania zagadki i odkrycia tożsamości mordercy.

Wyraźnie widać, że intryga w książce została zaplanowana z chirurgiczną niemal precyzją – czytając kolejne rozdziały można sobie wręcz wyobrazić schemat wątków rozrysowany przez autorkę: tutaj zostawię zakamuflowaną wskazówkę, ten szczegół przyda się na samym końcu, ta wypowiedź to zasłona dymna, ten wątek poprowadzi donikąd (fałszywe tropy pojawiają się tu bardzo często), a to podkreślę tylko po to, aby podkreślić charakter postaci. Odkrywanie kolejnych elementów zagadki sprawiało mi najwięcej satysfakcji, nawet jeśli tego kim tak naprawdę jest morderca można było się domyślić już w okolicach jednej trzeciej książki. W kryminałach jest taki typ postaci, który zawsze każe ci się nieco dłużej zadumać nad scenami, w których ta występuje. I kiedy w jej obecności w głowie czytelnika po raz pierwszy zapali się czerwona lampka, później trudno już ją zignorować. Tak też jest i w tym przypadku, chociaż dzięki rozbudowanej intrydze i wielowątkowej narracji Łaska wcale nie rozczarowuje i nadal wciąga.

Do rozwiązania zagadki dochodzimy z dwóch stron, gdyż jednocześnie śledztwo prowadzi i milicja i główna bohaterka.  Po stronie mundurowych na pierwszy plan wybija się porucznik Bogusz, osobnik tak samo kompetentny co interesowny. Z początku zdaje się być kreowany na pełnoprawnego, pozytywnego protagonistę – widzimy, że bardzo dobrze nadaje się na swoje stanowisko, dba o prawidłowy przebieg śledztwa i jako jeden z niewielu szybko kojarzy fakty. Z biegiem czasu na jego charakterze pojawiają się jednak kolejne rysy i w pewnym momencie wyraźnie widać, że bohater nie boi się nagiąć zasad, aby zamknąć sprawę jak najszybciej, a przez to zapewnić sobie awans. Aby jednak nie pogrążać dzielnej milicji za bardzo, obok Bogusza pojawia się postać równoważąca jego wady, w osobie pomagającej mu sierżant Beaty Drzymały. Jeśli chodzi zaś o główną bohaterkę, to Maria Lenartowicz jest niestety definiowana głównie przez swoją traumę – jej próby radzenia sobie z rzeczywistością wpisują się w ogólny, przytłaczający klimat powieści, ale nie pozwalają spojrzeć na nią inaczej niż przez pryzmat ofiary. Zwłaszcza, że życiowe nieszczęścia zdają się ciągnąć za Marią od samego urodzenia – szybko traci rodziców, wychowuje ją apatyczna ciotka, a w wieku trzydziestu sześciu lat żyje przytłoczona ciężarem egzystencji, bez ochoty i bez celu (za to z kotem). Fakt iż aktywnie dochodzi do tego kim jest morderca zdaje się być odkupieniem, którego potrzebuje aby móc w końcu zacząć żyć pełnią życia, jednak zamiast sympatii, którą chciałabym z siebie wykrzesać, trudno mi było odczuwać wobec niej coś więcej poza kurtuazyjnym współczuciem.

Kańtoch nie ukrywa, że czerpie inspirację ze skandynawskich kryminałów – akcja Łaski rozgrywa się zimą, w miasteczku przytulonym do lasu, gdzie, tak jak w przyrodzie, szerzy się przejmujący chłód śmierci, wszystkie wydarzenia zaś owiane są przejmującym, niemal nadprzyrodzonym niepokojem. I jeśli szukać gdzieś fantastycznych korzeni autorki, to widać je właśnie tutaj, w delikatnie upiornym, niekiedy tchnącym horrorem klimacie. Tym bardziej, że poszukiwany zabójca, nazywany przez Marię „Kartoflanym Człowiekiem” ma w sobie coś z demonicznego Pennywise’a. W ogóle cały koncept powieści, polegający na konfrontacji niedookreślonego zła w postaci „potwora” z dziecięcą niewinnością jego ofiar przywodzi na myśl To Kinga.

Łaska zawodzi jednak w miejscach, w których nowoczesny kryminał próbuje wyłamać się ze sztywnych ram gatunku – chociaż akcja książki rozgrywa się w komunistycznej Polsce autorka nie wykorzystuje okazji, aby stworzyć w swojej historii wiarygodne tło społeczne. Gdyby na początku każdego rozdziału nie przypominano mi, że bohaterowie żyją w roku 1985, równie dobrze mogłabym założyć, że opowieść przeniesiono do czasów współczesnych. Widać to zwłaszcza w ich charakterach i zachowaniach, na których życie w bloku sowieckich demoludów zdaje się wcale nie odciskać. Akcja Łaski równie dobrze mogłaby się toczyć w roku 2015. Jedynym przejawem mroczności schyłku PRLu jest w niej kilka sugestii, że na komisariacie bije się zatrzymanych. Oczywiście w książce pojawiają się słowa-wytrychy: milicja, żywność na kartki, puste półki, jednak nie pociągają za sobą dalszych opisów rzeczywistości, która dla naszych rodziców była z tymi pojęciami nierozerwalnie związana. Można by się kłócić, że szarawa aura apatii wypełniająca powieść jest właśnie takim niewypowiedzianym symbolem lat osiemdziesiątych, dla mnie jednak czegoś tutaj wciąż brakuje.

281404_laska_554

Łaska
Anna Kańtoch
Wydawnictwo Czarne, 2016
Liczba stron: 397

Podobne posty