O „Dziewczynie z portretu” nieco bardziej pozytywnie

25 stycznia 2016
Na Dziewczynę z portretu szykowałam się jak na wojnę. Głównie dlatego, że przed seansem pozwoliłam, aby porwała mnie internetowa dyskusja o kontrowersjach wokół filmu, w związku z czym wewnętrznie założyłam, że obraz Hoopera odbiorę jako szkodliwy, spłaszczony i skrojony tylko i wyłącznie pod statuetkę Oscara, tak jak zrobiło to wielu innych krytyków. W tym miejscu uczciwie muszę jednak przyznać, że żaden ze mnie poważny krytyk i nie mam zamiaru oburzać się na pokaz ani doszukiwać się w filmie licznych wad, których po prostu nie widzę, bo to tak jakbym oglądała go przez cudze okulary i wygłaszała opinie, w które nie wierzę. Kłamstwem byłoby bowiem stwierdzenie, że film mnie rozczarował – z kina wyszłam mocno poruszona, historia Lili dała mi do myślenia (mimo tego, że zarzuca się jej zbytnie uproszczenia problemu transpłciowości) i autentycznie wierzę, że znajdą się tacy widzowie, którzy po jej obejrzeniu zmienią swoje podejście do osób transseksualnych. Można więc powiedzieć, że należę właśnie do tej części publiki, do której Hooper chciał skierować swój film.

Dlatego też moja recenzja będzie raczej tekstem obronnym (przynajmniej dla ideologicznej warstwy filmu). Ponieważ wychodzę z założenia, że jeśli jakiś film z misją (a Dziewczyna bez wątpienia takim filmem właśnie jest) ma szansę zmienić czyjeś myślenie na dany temat i na dodatek robi to w tak pięknych dekoracjach, to ja nie będę się nad nim pastwić i z zasady go odradzać. Być może film jedynie muska powierzchnię problemu i operuje schematami. Być może. Tylko, widzicie, ja tego nie wiem, bo osoby transpłciowe, tak samo jak i ich problemy to dla mnie temat obcy i bardzo odległy, nie zacznę nagle udawać, że jest inaczej. I jeśli obejrzenie Dziewczyny z portretu pozwoli mi (albo komukolwiek innemu) w ewentualnej przyszłości wykazać większą empatię i zrozumienie dla jakiejkolwiek osoby trans, którą los mógłby postawić na mojej drodze, to nie wydaje mi się, aby była to produkcja dla tego środowiska szkodliwa. Przy czym ufam tutaj w pewną dojrzałość widowni (może nazbyt optymistycznie) i liczę, że każdy zdaje sobie sprawę z tego, iż film rządzi się własnymi prawami, nożyce scenarzystów są bezlitosne dla historii prawdziwej Lili Elbe i wbrew nimbowi alegoryczności, który chciałoby się filmowi narzucić, Dziewczyna z portretu w żadnym wypadku nie może być traktowana jako matryca przeżyć każdej pojedynczej osoby transseksualnej (tym bardziej, że w prawdziwym życiu trans kobieta ma nikłe szanse na to, że urodzi się w ciele tak bardzo androgenicznego mężczyzny jak Eddie Redmayne). Oczywiście jeden seans nie uczyni z nikogo eksperta, ani nawet osoby dobrze zorientowanej w temacie, ale tak długo jak film zachęci kogokolwiek do zgłębienia problemu, będę twierdzić, że spełnia swoją rolę dobrze.
einargerda3-xlarge
Żeby jednak aż tak jednoznacznie nie okopywać się na obronnej pozycji, powiem, że nawet ja dostrzegam pewne defekty scenariusza. Na przykład to, że produkcja reklamowana jako historia transpłciowej kobiety mocno pozbawia tytułową dziewczynę charakteru kosztem o wiele lepiej nakreślonej i zagranej żony głównego bohatera. Lili jest tu tak odrealniona i przepełniona jakąś dziwną oniryczną delikatnością, że wydaje się jakby pochodziła z innego świata – trudno powiedzieć, czy to bardziej wina scenarzystów, czy to może Eddie przeszarżował ze swoją interpretacją kobiecości. Jego gra pełna wystudiowanych gestów (jak pokraczne składanie rąk na klatce piersiowej, mające niby zasłonić fantomowy biust) i ograniczony repertuar min (na charakterystyczny wyraz twarzy Lily składa się szeroki uśmiech z jednoczesnym, nerwowym zaciśnięciem powiek) bardziej niż z kobiecą manierą kojarzą się z tym, co Eddie sam wyobraził sobie jako kobiecą manierę. Dlatego zakładam, że w tym przypadku na nominacji do Oscara się skończy, bo nie chce mi się wierzyć, aby Akademia miałaby drugi rok z rzędu nagrodzić Redmayne’a za, w gruncie rzeczy, identyczną rolę opartą głównie na fizycznej transformacji i nienaturalnym poruszaniu dłońmi.

Sprawa wygląda zupełnie inaczej jeśli chodzi o Alicię Vikander, która błyszczy tu aż miło i aktorsko dźwiga film w o wiele większym stopniu niż Redmayne. Bardzo chętnie widziałabym ją ze statuetką, jeśli nie bezpośrednio za rolę Gerdy, to przynajmniej za całokształt tego sezonu, bo w Ex Machina również wypadła znakomicie. Przy czym nie bardzo rozumiem w jej przypadku nominacji za rolę drugoplanową, bo postać Gerdy jest w filmie tak samo ważna jak Einar/Lily (o ile nie ważniejsza) i moim zdaniem aktorka mogłaby spokojnie konkurować z Cate Blanchett czy Charlotte Rampling w tej bardziej prestiżowej kategorii. Aktorsko bowiem nie ma się tu do czego przyczepić – Vikander gra naturalnie i z wyczuciem, o wiele lepiej wypada też w scenach, w których ma odegrać gwałtowniejsze emocje, Lili natomiast scenariusz oszczędza większych wybuchów, nadając jej aż nazbyt stoicki szlif. Niemniej jednak jak na kobietę, która po sześciu latach małżeństwa musi zaakceptować fakt, że jej mąż właściwie przestał istnieć, Gerda i tak znosi swój los o wiele lepiej niż każda inna osoba w podobnej sytuacji. Co więcej zgrzyta mi tu bardzo fakt, iż scenarzyści zawczasu przygotowują dla niej inną parę męskich ramion (dodajmy – zdecydowanie szerszych i silniejszych niż u wątłego Redmayne’a), którymi będzie mogła się później pocieszyć, tym samym kończąc film o wiele bardziej optymistyczną, ale nie życiową nutą. W tym miejscu zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że droga Einara do pełnego przeistoczenia się w Lili wypada zbyt naiwnie i cukierkowo, bo trudno nie zauważyć, że poza pojedynczymi oznakami niechęci z zewnątrz (pierwsi lekarze i dwóch oprychów z Paryża) we własnym środowisku Einar spotyka się z ogromnymi pokładami zrozumienia i empatii, niezwykłymi jak na nasze czasy, a co dopiero na lata dwudzieste ubiegłego wieku.
THE DANISH GIRL, Alicia Vikander, 2015. © Focus Features
Niektórzy zarzucają Dziewczynie z portretu, że motyw odkrywania własnej tożsamości przez Einara został wprowadzony nazbyt gwałtownie i łopatologicznie – rzeczywiście można odnieść takie wrażenie jeśli skupimy się jedynie na scenach pozowania do obrazu i wkładania kobiecych pończoch. Powiedziałabym jednak, że w tej kwestii film jest w stanie się obronić – przecież nie stwierdza jednoznacznie, że Lili budzi się w męskim ciele przez kontakt z kobiecą garderobą (takie rozwiązanie rzeczywiście byłoby kosmiczną pomyłką), ale sugeruje, że wątpliwości dręczyły Einara już wcześniej. Fakt, robi to za pomocą śladowej ekspozycji, a widz musi tu bohaterom uwierzyć na słowo i sporo sobie dopowiedzieć, ale jeśli zamysłem scenariusza było przedstawienie na początku filmu Einara i Gerdy jako szczęśliwe małżeństwo, to nie widzę potrzeby wprowadzania dodatkowych scen retrospekcji (bo chyba takie właśnie rozwiązanie sugerowaliby krytycy). Z resztą zgodność małżeństwa Wegenerów można sobie łatwo wytłumaczyć jeśli dopuścimy do głosu ówczesne plotki, sugerujące, że zarówno Einar jak i Gerda byli wzajemnie świadomi swoich tożsamości – tego, że Einar był transseksualistą, a Gerda, podobno, lesbijką (o tym jednak film nie wspomina).

Należy w tym miejscu jeszcze wspomnieć o warstwie wizualnej filmu, bo jest to zdecydowanie jego najmocniejsza strona. Jak na opowieść o artystycznych duszach przystało (w końcu zarówno Einer jak i Gerda byli malarzami) film wykorzystuje bardzo dosłowną malarską estetykę – i to do tego stopnia, że co drugi kadr z filmu można sobie oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. Widać to zwłaszcza w kopenhaskiej części, tej bardziej surowej i pozbawionej przytłaczających ozdobników secesyjnego Paryża – ujęcia pracowni Wegenerów robią niesamowite wrażenie i widać tu jak wiele pracy włożono w rozplanowanie każdego kadru.
danishgirl1-xlarge
Bardzo bym nie chciała, aby Dziewczyna z portretu skończyła z łatką filmu jedynie pożywiającego się trudną tematyką, a przez to obraźliwego dla ludzi, których w końcu próbuje reprezentować. Uczciwiej byłoby przyznać, że produkcja Toma Hoopera niekoniecznie trafi w gusta wszystkich. Najlepiej przekonać się o tym osobiście – zanim sama nie poszłam do kina byłam w stanie powiedzieć na jej temat wiele gorzkich słów (posiłkując się głównie opiniami osób, które mają o wiele niższy próg tolerancji dla uproszczeń w portretowaniu mniejszości seksualnych na ekranie), po seansie spojrzałam na niego jednak o wiele łaskawszym okiem. Nie oznacza to, że Dziewczyna z portretu nie ma wad, nie są one jednak aż tak karygodnie ani obrazoburcze, aby na ich podstawie film całkowicie skreślać. Dlatego polecam dać mu szansę.

Podobne posty