Nie dalej jak tydzień temu pisałam, że SDCC może się schować przy rozmachu z jakim Marvel rzuca nowinkami w czasie swoich własnych targów D23. Tymczasem wychodzi na to, że powinnam się własnymi słowami zakrztusić, bo nie dość, że stajnia superbohaterów przeznaczyła na SDCC mnóstwo marketingowego contentu, przy okazji zaprezentowała również najbardziej wyrąbisty w kosmos zwiastun swojego filmu w tym roku, o ile nie zajbardziej wyrąbisty zwiastun zuperbohaterski w ogóle (Thor: Ragnarok). Poniżej znajdziecie wszystkie smaczki i mnóstwo video z całego wydarzenia, innymi słowy – istne morze contentu w technikolorze (hihi, nie bijcie).
What year is it?!
W popkulturze triumfy wciąż będą święcić lata 80. Ba, wychodzi na to, że Bóg stworzył tę dekadę głównie po to, żeby muzykę w jej klimatach można było wrzucać do blockbusterskich zwiastunów. Thor: Ragnarok jest świetnym przykładem na to, jak wykorzystać podkład w trailerze tak, aby był spójny z całą kompozycją filmiku, a nie znalazł się tam dla samego faktu bycia, bo akurat jest znaną piosenką (do ciebie mówię nadchodzący Herculesie Poirot!). Zwiastun Thora i cała jego kampania wizerunkowo-marketingowa na SDCC to dla mnie jedna z najbardziej satysfakcjonujących promocji filmu w ostatnich latach. Jaram się jak, nieprzymierzając, głośnik wysadzony na koncercie Led Zeppelin. Czy wy też czujecie, że na premierę filmu powinniśmy się ubrać jak na koncert metalowy?
Ale to nie koniec przykładów. Netflix pokazał też wypakowany zajebistością zwiastun drugiego sezonu Stranger Things, w którym słychać fragmenty Thrillera Michaela Jacksona. Zwisa mi brandzlowanie się nostalgią w popkulturze, wsunę ten serial łapczywie jak paczkę żelek.
I jakby lat 80. było wam mało, Warner Bros wypuściło również pierwszy zwiastun Ready Player One, które z nawiązań do epoki naszych staruszków stworzyło swój fundament. No cóż, przypomnę wam, że sama nie jestem jakąś wielką fanką książki i dlatego na myśl o filmie nie przebieram nogami. Nie wątpię, że ekranizacja będzie takim samym festiwalem geekowego fapfestu, co książka, a właśnie rzeczony fapfest był tym, co odrzuciło mnie od oryginału. Co oczywiście nie przeszkadza w obejrzeniu trailera:
A DC wciąż w tyle
Jakkolwiek chciałabym móc pochwalić zwiastun Justice League (bo w końcu Wonder Woman bardzo mi podeszła i wbrew wszystkim teoriom spiskowym naprawdę kibicuję też innym markom superbohaterów niż Marvel), to tutaj po prostu nie mogę tego zrobić. Bo jedyna reakcja, jaką we mnie wyzwala to prychające meh. Głównie dlatego, że widać w nim, jak bardzo studio się stara, żebrząc o atencję. Tymczasem nawet bez oglądania filmu już teraz mogę wam powiedzieć, czemu całość prawdopodobnie mi się nie spodoba – bo najwięksi odkrywcy nie zbadali jeszcze terenów głębokiego „gdzieś”, w którym mam tych wszystkich bohaterów. Oprócz Diany, Diana jest spoko. Obawiam się, że problemy z empatyzowaniem z postaciami, które widzimy po raz pierwszy na ekranie (i stojący za tym problem całego studia, które kleci swoje uniwersum na chybcika) mogą być przyczyną klęski całej produkcji. Może się mylę. Ale pewnie nie.
A tak przy okazji pełnometrażowy Flash ma wziąć na tapet Flashpoint. Tak od razu, bez przygrywki. Super, fantastycznie – W KOŃCU W SERIALU TO WYSZŁO TAK DOBRZE. Ugh.
To jest dosłownie promil całego problemu, ale spójrzcie chociażby na ten plakat. Jest całkiem spoko i pięknie nawiązuje do prac Alexa Rossa. Ale, do ciężkiej cholery, nie mogli już sobie darować reszty nawiązań z logami bohaterów, żeby całość była bardziej czytelna? Wiem, ktoś tam musiał być z siebie strasznie dumny, że udało mu się wymyślić zdanie, które będzie zawierało wszystkie potrzebne literki, ale teraz wygląda to jak nagłówek onetowego bloga sprzed dziesięciu lat.
Materiały ściśle tajne
Poza oficjalnymi zwiastunami Comic-Con obfitował również w specjalne materiały dostępne tylko na wybranych. To oczywiście nie powstrzymywało dzielnych śmiałków, którzy ryzykując życie, strzelali ziemniakami z poziomu kolana, aby nakręcić dla was kopię zwiastuna Avengers: Infinity War po skosie i bez dwóch rogów ekranu. Ale jak się nie ma, co się lubi… W każdym razie po obejrzeniu tej wersji, która gdzieś tam wyciekła w internecie, podtrzymuję to, co napisałam tydzień temu – to głównie wielka naparzanka na ekranie i to w palecie barw niebezpiecznie zbliżonej do tej zaprezentowanej w Justice League. W związku z tym nadal jestem sceptyczna.
Z newsów nieokraszonych materiałami filmowymi: dowiedzieliśmy się, że Michelle Pffeiffer zagra w Ant-Man and The Wasp oryginalną Wasp, czyli matkę Hope Van Dyne. Chociaż od tego jeszcze ciekawszą informacją jest to, że film o Captain Marvel będzie się rozgrywał w latach 90, a bohaterka będzie w nim walczyć z rasą Skrulli. Huh, interesujące. Wygląda na to, że Marvel na dobre pójdzie w bawienie się własnym time-linem – już w Spider-Man: Homecoming widać było, że studio nie trzyma się sztywno wyznaczonej przez siebie chronologii (ponieważ można założyć, że Homecoming dzieje się w 2020 roku). A skoro tak, to już jestem ciekawa jak scenariusz ma zamiar wytłumaczyć to, że pozostali bohaterowie nie mają pojęcia o innej superbohaterce, która była aktywna dwie dekady wcześniej. Czy mogę przy okazji liczyć na epicki soundtrack pełen Spice Girls?
Odwiedzający słynną halę H mogli również zobaczyć niepublikowane fragmenty Black Panther, które widownia podobno nagrodziła owacją na stojąco. Z opisu wynika, że tutaj również możemy się szykować na spore mordobicie, ale akurat w tym przypadku mam większe zaufanie do twórców. Mnie to chyba po prostu ciężko jest uwierzyć w wielkie filmy zbiorowe z trzydziestoma bohaterami, a skoro w Black Panther na pewno będzie ich mniej, łypię w niego stronę mniej podejrzliwie. Aha, no i Thor nie jest jedynym dowodem na to, że Marvel przypomniał sobie, jak się robi dobre plakaty filmowe:
Odcinek świąteczny Doctora Who
Tak wiem, czytanie na Catus Geekus o Doktorze musi być dziwnym doświadczeniem – w końcu serialu nie oglądam, nie mówiąc już o byciu jego zagorzałą fanką. Ale od kiedy ogłoszono, że trzynastego Doktora zagra Jodie Whittaker, o wiele cieplej zerkam na całą serię, a nawet słyszę podszepty, aby całość w końcu obejrzeć. Więc w sumie dlaczego by nie zacząć od nadchodzącego odcinka świątecznego? Już teraz mogę powiedzieć, że niesamowicie podoba mi się, jak klasyczny pierwszy Doktor z twarzą Williama Hartnella płynnie przeistacza się w Davida Bradleya – gdyby nie to, że większość z nas wychowała się na filmach o Harry Potterze (a teraz ogląda Grę o Tron), możliwe, że ciężko byłoby zauważyć różnicę pomiędzy aktorami.
Zwiastuny seriali
I na koniec zostawiłam coś, co wciąż jest newsem, ale już nie rozpala do czerwoności, bo w końcu zwiastuny nowych sezonów seriali to cyklicznie powtarzający się show, w którym chyba tylko Gra o Tron ma do powiedzenia coś więcej. Chyba najciekawszym, bo najbardziej niekonwencjonalnym filmikiem była zajawka Westworld, w której właściwie nie wiadomo, o co chodzi, poza tym, że wszyscy się wyrzynają. Legends of Tomorrow wciąż pokazują, że są głównie fajowskie i intelektualnie przystępne, a nowy zwiastun Defenders każe odliczać dni do 18. sierpnia (przy okazji ogłoszono, że Iron Fist dostanie nowego showrunnera, co chyba wszyscy przyjęli z ulgą). I na sam koniec dorzucam jeszcze trailer The Gifted. Dla przypomnienia – chodzi o ten serial, który rozgrywa się w uniwersum X-men bez X-men. Przy okazji twórcy wytłumaczyli brak wielu mutantów w serialu alternatywną linią czasową.